Pragnę służyć Panu jak najpiękniej On działa w moim życiu On ma jakieś dla mnie plany pewny projekt cały czas wypełniam Jego wole czym bardziej Go poznaje tym goręcej Go pragnę , spotykam Go wszędzie na ulicy , w Kościele podczas Mszy , na osobistym spotkaniu , w domu , w pracy praktycznie można powiedzieć że wszędzie . Wiem , że kiedy ćwierkają ptaszki czyli On daje znak, kiedy pada deszczyk to płacze , kiedy słońce świeci to On się znajduje w promieniach i patrzy na nas z góry KOCHAM GO bardzo

niedziela, 27 kwietnia 2008

Moim zadaniem było wysłać tę stronę do osób, którym chciałem, by Bóg pobłogosławił.
Wybrałem Ciebie.

To dziwne, jak proste jest dla ludzi wyrzucić Boga, a potem dziwić się, dlaczego świat zmierza do piekła.

To śmieszne, jak bardzo wierzymy w to, co napisane jest w gazetach, a podajemy w wątpliwość to, co mówi Pismo Święte.

To dziwne, jak bardzo każdy chce iść do nieba pod warunkiem, że nie będzie musiał wierzyć, myśleć, mówić ani też robić czegokolwiek, co mówi Słowo Boże.

To dziwne, jak ktoś może powiedzieć: "Wierzę w Boga" i nadal iść za szatanem, który tak a propos również wierzy w Boga.

To dziwne, jak łatwo osądzamy, ale nie chcemy być osądzeni.

To dziwne, jak możesz wysyłać tysiące "dowcipów" przez e-mail, które rozprzestrzeniają się jak nieokiełznany ogień, ale kiedy wysyłasz przesłania dotyczące Pana Boga, ludzie dwa razy zastanawiają się, czy podzielić się nimi z innymi.

To dziwne, jak ktoś może być zapalony dla Chrystusa w niedzielę, a przez resztę tygodnia jest niewidzialnym chrześcijaninem.

To śmieszne, że kiedy przeczytasz tę wiadomość, nie wyślesz jej do zbyt wielu osób, ponieważ nie jesteś pewny, co pomyślą o Tobie, kiedy im to wyślesz.

To śmieszne, jak bardzo mogę być przejęty tym, co inni ludzie pomyślą o mnie, zamiast tym, do czego wzywa mnie Bóg !!!

Człowiek wyszeptał:
- Boże, przemów do mnie !
I oto słowik zaśpiewał.

Ale człowiek tego nie usłyszał, więc krzyknął:
- Boże, przemów do mnie !
I oto błyskawica przeszyła niebo...

Ale człowiek tego nie dostrzegł, rzekł:
- Boże, pozwól mi się zobaczyć.
I oto gwiazda zamigotała jaśniej:

Ale człowiek jej nie zauważył, więc zawołał:
- Boże, uczyń cud !

I oto urodziło się dziecko.


Ale człowiek tego nie spostrzegł. Płacząc w rozpaczy, powiedział:
- Dotknij mnie, Boże, niech wiem, że jesteś tu.
Bóg schylił się więc i dotknął człowieka.
Ale człowiek strzepnął motyla ze swego ramienia i poszedł dalej.



Bóg jest wśród nas. Także w małych i prostych rzeczach, nawet w dobie
komputerów, więc człowiek płakał:

- Boże, potrzebuję Twojej pomocy !

I oto dostał stronę z dobrym słowem i słowami zachęty. Ale człowiek nie obejrzał jej
i dalej płakał....

(bo "serce ma swoje racje, których rozum nie zna" - używaj serca aby świat był lepszy)


Moim zadaniem było wysłać tę stronę do osób, którym chciałem, by Bóg pobłogosławił.
Wybrałem Ciebie.

Myślę że i Ty masz kogo wybrać...

Nie zapomnij także o mnie.

PIERWSZE PRZYKAZANIE DEKALOGU

Pierwsze przykazanie Dekalogu.

"Nie będziesz miał innych bogów obok mnie" 2 Mojż. 20:3

1. Komu przysługuje najwyższa cześć ?
Jeśli ludzi wybitnych otacza się należytym szacunkiem ze względu na ich zasługi i urzędy,
to o ileż większy szacunek należy się Bogu - Stwórcy i Zbawicielowi człowieka.

"Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą,
i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie." Mat. 22:37,38

"Panu Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz." Mat. 4:10

"Godzien jesteś Panie i Boże nasz, przyjąć chwałę i cześć i moc,
ponieważ Ty stworzyłeś wszystko i z woli Twojej zostało stworzone, i zaistniało." Obj.4:11

2. Co znaczy mieć innego boga ?
Mieć innego boga to oddawać najwyższą cześć komukolwiek lub czemukolwiek innemu niż Bóg.
Przedmiotem największego zainteresowania i miłości, najwyższej czci, przesłaniającej człowiekowi Boga (czyli bożkiem, bożyszczem , idolem) może się stać :
- człowiek ("Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien
i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien" ) Mat 10:37
- zwierzę (np. pies ulubieniec)
- przedmiot (np. dom, samochód)
- ideologia (np. filozofia przyjemności)
- mamona (np. miłość do pieniędzy, gorączka złota)
(dla bogatego młodzieńca z Ewangelii, bożkiem były majętności)
- zajęcie (np. przesadne hobby, przestępczy proceder)
- jedzenie i picie (np. obżarstwo, alkohol) ("bogiem ich jest brzuch" Fil. 3:19)
- umiłowanie siebie (egoizm, przerosty ambicji itp.)

3. Grzechy przeciwko czci dla Boga.
- kult osób świętych (świętych, Marii, aniołów, papieża, duchownych itp.)
- kult rzeczy świętych (relikwii, przedmiotów sakralnych , hostii itp.)
- kult miejsc świętych ("cudownych" sanktuariów, bazylik, kościołów, ołtarzy itp.)
- kult niebiblijnych świąt (np. niedzieli)
- kult tradycji (stawianie jej ponad Pismo Święte)
- hołdowanie zabobonom, klątwom i czarom

- ateizm
- bluźnierstwo przeciwko Bogu
- świętokradztwo (znieważenie czynne lub słowne świętości)
- obojętność na sprawy wiary
- kult rozumu (przesadna wiara w możliwości poznawcze rozumu)
- kult sławnych osób (gwiazd filmowych, piosenkarzy, sportowców, przywódców)
- kult idei (np. siły, faszyzm)
- kult postaw konsumpcyjnych, egocentrycznych, pasożytniczych, aspołecznych


strona główna

Chrystus a przykazania Boże

"Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków
nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić.
Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia
ani jedna jota , ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie.
Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych
i nauczałby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios" Mat. 5:17-19

"A jeśli chcesz wejść do żywota, przestrzegaj przykazań" Mat. 19:17-19

1. Jezus przestrzegał i nauczał Prawa Bożego
Chrystus nie tylko nie zniósł przykazań Bożych, ale je jeszcze więcej wywyższył.
Oczyścił je z naleciałości judaizmu i tradycji kościelnej. Wyjaśnił pogłębił i ukazał ich piękno.
Sam doskonale przestrzegał przykazań Bożych (Jan 15:10)
Nie popełnił ani jednego grzechu. (Jan 8:46 2 Kor. 5:21 1 Piotra 2:22)
W swej nauce zwracał uwagę na treść wszystkich bez wyjątku przykazań.

Oto co głosił na temat przykazania :
- pierwszego : "Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego
i z całej duszy swojej, . i z całej myśli swojej. To jest największe
i pierwsze przykazanie." Mat. 22:37
- drugiego : "Bóg jest duchem, a ci, którzy Mu cześć oddają,
winni Mu ją oddawać w duchu i w prawdzie." Jan 4:24
- trzeciego : "Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje" Mat. 6:9
- czwartego : "Sabat jest ustanowiony dla człowieka , a nie człowiek dla sabatu.
Tak więc Syn człowieczy jest Panem również i sabatu." Mar. 2:27,28
"I przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował, i wszedł według zwyczaju swego
w dzień sabatu do synagogi i powstał aby czytać." Łuk. 4:16
"Módlcie się , aby ucieczka wasza nie wypadła zimą albo w sabat." Mat. 24:20
- piątego : "Wszak Bóg powiedział: Czcij ojca i matkę, oraz:
Kto złorzeczy ojcu lub matce poniesie śmierć." Mat. 15:4
- szóstego : "Słyszeliście, iż powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał
a kto by zabił, pójdzie pod sąd. A Ja wam powiadam,
że każdy kto się gniewa na brata swego , pójdzie pod sąd." Mat. 5:21,22
- siódmego : "Słyszeliście iż powiedziano : Nie będziesz cudzołożył.
A Ja wam powiadam, że każdy kto patrzy na niewiastę i pożąda jej,
Już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim." Mat. 5:27,28
- ósmego : "Nie kradnij." Mat. 19:18
- dziewiątego: "Nie mów fałszywego świadectwa" Mat. 19:18
- dziesiątego : "Baczcie a wystrzegajcie się wszelkiej chciwości,
dlatego że nie od obfitości dóbr zależy czyjeś życie." Łuk. 12:15

Chrystus nie tylko swym życiem, ale również swą ofiarną śmiercią udowodnił ważność ,
świętość i niezmienność Dekalogu. Jego śmierć przypieczętowała nienaruszalność Prawa.
Gdyby Prawo Boże można było zmienić lub usunąć , Bóg z pewnością tak by uczynił
a Jezus nie musiałby umierać na krzyżu.

2. Dekalog a dwa przykazania miłości.
Dwa przykazania miłości nie zostały wprowadzone dopiero przez Pana Jezusa.
Istniały już w Starym Testamencie obok Dekalogu i wcale go nie uchylały. (5 Mojż. 6:5 3 Mojż.19:18)
Tak samo nie mogły uchylić go i w Nowym Testamencie.
Chrystus nie mógł przeciwstawić dwóch przykazań miłości przykazaniom Dekalogu
gdyż przykazania te nie są sobie przeciwstawne. Są współzależne.
Miłość wyraża się w zachowywaniu przykazań Bożych, a zachowywanie przykazań dowodzi miłości.
Tak więc Pan Jezus nie zniósł Dekalogu, ani nie zastąpił go przykazaniami miłości.

Celibat i samotność

CELIBAT I SAMOTNOŚĆ


--------------------------------------------------------------------------------
Celibat zakonnic, zakonników, a w szczególności kapłanów wywołuje sporo emocji, szczególnie u Osób których to bezpośrednio nie dotyczy. Niewykluczona jest taka oto prawidłowość: im więcej Osób zostaje przekonanych do zdania, iż "brak aktywności seksualnej prowadzi do śmierci, a przynajmniej do poważnych powikłań psychicznych i zachorowań", tym bardziej są one skłonne bronić biednych celibatariuszy jeśli już nie przed niechybną śmiercią, to przed wariactwem. Celibat jest to dobrowolne bezżeństwo osób poświęconych w szczególny sposób służbie Bogu i człowiekowi. Motywem podjęcia dojrzałego celibatu nigdy nie jest pogarda dla małżeństwa, rodziny i cielesności. Jak ja mogę gardzić małżeństwem i rodziną, skoro dane mi było wzrastać w normalnej rodzinie, widząc że rodzice naprawdę się kochają? A jeśli ktoś nie miał tyle szczęścia to wystarczy przyjrzeć się rodzinom, które Pana Boga traktują poważnie (np. w Kręgach Rodzin). Sama radość. Widocznie Pan Bóg oferuje ludziom coś naprawdę wspaniałego, skoro są gotowi zrezygnować z własnej rodziny. Celibat podejmowany jest przede wszystkim z pobudek religijnych (nauczanie Jezusa Chrystusa i Apostołów), choć względy praktyczne grają tu również niemałą rolę.

--------------------------------------------------------------------------------

Mt 19,11-12: [Jezus] (...) im odpowiedział: "Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są także i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje". W tym fragmencie Jezus wykazuje niezwykłą przenikliwość, przewidując wszelkie ludzkie sytuacje życiowe, związane z celibatem. Bo czyż nie są faktem różnorodne wrodzone przeszkody psychofizyczne (np. wrodzona lub nabyta, delikatnie mówiąc, niechęć do płci przeciwnej)? A przecież i drugi człowiek potrafi skutecznie zniechęcić do małżeństwa inną osobę, np. chłopak postępujący brutalnie z dziewczyną, raniący ją co najmniej psychicznie? W końcu opisana jest sytuacja świadomego i dobrowolnego wyboru rezygnacji z małżeństwa na rzecz Królestwa Bożego. Jezus nie tylko o celibacie nauczał, ale też nim żył. Jako pierwszy Ksiądz, nie ożenił się, by pokazać zupełnie nowe spojrzenie na relacje międzyludzkie. Mt 12,48b-50: "Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?" I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: "Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten mi jest bratem, siostrą i matką". Nie inaczej podchodzą do sprawy Apostołowie, wykazując przy tym wiele zmysłu praktycznego: 1 Kor 7,32-33: Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to jak się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki...

--------------------------------------------------------------------------------

W Kościele celibat nie był powszechny od początku. Aż trzy Ewangelie podają relację o teściowej Szymona Piotra (Mt 8,14n; Mk 1,30n; Łk 4,38n). Z jednej strony w kulturze żydowskiej prawie nie do pomyślenia było, by zdrowy mężczyzna nie założył rodziny. Jezus ucząc o nierozerwalności małżeństwa nie mógł wymagać od tych, których powoływał do zupełnie nowej historii i tradycji, by porzucali żony. Z podobną roztropnością podchodzi do kwestii św. Paweł. 1 Kor 7,7-9: Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki [małżeństwo - F.K.], drugi taki [życie konsekrowane - w ten sposób Apostoł nie wskazuje na wyższość powołania kapłańskiego lub małżeńskiego, bo oba są wielkim darem Boga, a jedynie na stosowność tego lub innego daru dla danej osoby - F.K.]. Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaniecie jak i ja. Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie. Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć. Jednocześnie wcześniej zacytowany fragment z 1 Kor 7,32-33 tego samego autora świadczy, że już w tych samych czasach celibat był brany pod uwagę jako pożądana praktyka Kościoła. Pierwsze oficjalne kościelne zarządzenie dotyczące celibatu kapłanów pochodzi jeszcze z czasów prześladowań. Synod w Elwirze (300-303r. po Chr.) podaje cenną wskazówkę o dyscyplinie w Kościele. Kanon 33: Synod zabrania stanowczo, aby biskupi, kapłani i diakoni oraz wszyscy duchowni będący w służbie ołtarza współżyli z żonami swoimi i mieli dzieci. Kto by zaś to uczynił, powinien być pozbawiony godności duchownej. Breviarium Fidei VII,533. Tego typu zarządzenia uściślały praktykę stosowania Ewangelii w życiu duchowieństwa (do księży się też Ewangelia odnosi), ale jak widać, nic nowego do niej nie dodawały.

--------------------------------------------------------------------------------

W Kościołach Wschodnich (także Prawosławie) żonaci mężczyźni mogą otrzymywać święcenia diakonatu i prezbiteratu. Ale też celibat jest w wielkim poszanowaniu: biskupem może zostać tylko celibatariusz, wielu kapłanów (np. zakonnicy - Bazylianie) wybierają go dobrowolnie dla Królestwa Niebieskiego. Jednoczeńsnie zarówno w Kościołach Wschodnich jak i Zachodnich nie można się ożenić po święceniach. Jeśli już to przed diakonatem. W Kościołach Protestanckich w większości sakrament święceń nie jest uznawany (pamiętajmy, że dla wszystkich chrześcijan, pomimo sporych nieraz różnic, jest wspólny sakrament chrztu Świętego, wyrażający wiarę w Boga Ojca, Jego Syna Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego. Dlatego np. Świadkowie Jehowy, choć chcieliby się tak nazywać, chrześcijanami nie są, bo nie chrzczą w imię Trójcy Świętej) z powodu jego zanegowania przez Marcina Lutra i innych Reformatorów. Dlatego w większości Kościołów Protestanckich nie istnieje kwestia celibatu kapłanów. Funkcje liturgiczne i nauczycielskie sprawują pastorzy, którzy generalnie są żonaci. Na tej podstawie niektórzy stawiają tezę, iż lekarstwem na brak powołań kapłańskich w pewnych częściach świata było dopuszczenie do święceń żonatych mężczyzn. Okazuje się jednak, że Kościoły Protestanckie, chociaż nie mają takiej dyscypliny jak w Kościele Rzymsko-Katolickim, również cierpią na brak powołań do funkcji pastora - ministra (np. w USA). Naoczna praktyka pozwala stwierdzić, że chyba jednak to nie celibat stanowi główną przeszkodę w odczytywaniu powołania przez młodych ludzi.

--------------------------------------------------------------------------------

W sposób oficjalny uczestniczą w celibacie osoby, które w zakonach (ostatnim historycznie zakonem są Ojcowie Jezuici, XVIw. - kolejne stowarzyszenia to zgromadzenia zakonne) lub zgromadzeniach zakonnych, żeńskich i męskich, złożyły dobrowolne śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa (niektóre zakony i zgromadzenia mają dodatkowe śluby). W diecezjach (podstawowa kościelna jednostka administracyjna, na czele której stoi biskup, terytorialny odpowiednik krajowego województwa, okręgu, stanu lub landu, zwykle jednak mniejszy) wraz ze święceniami diakonatu (pierwsze święcenia, kapłańskie i biskupie to kolejne stopnie) ślubuje się dobrowolnie celibat oraz posłuszeństwo każdorazowemu biskupowi diecezji.

--------------------------------------------------------------------------------

W sposób nieoficjalny uczestniczą w celibacie osoby samotne, które świadomie wybrały ten stan życia, by lepiej służyć bliźnim, nie bez pobudek religijnych. Dotyczy to w szczególności lekarzy, nauczycieli i katechetów, świeckich misjonarzy, ludzi kultury... Nieraz uważa się osoby samotne za życiowych nieudaczników. Kościół patrzy na nie z miłością nie mniejszą niż na rodziny i kapłanów. Należy jeszcze wspomnieć o pewnych osobach, które ze względu na konkretne warunki, w jakich muszą żyć - chociaż często wcale tego nie chciały - są szczególnie bliskie sercu Jezusa, a zatem zasługują na specjalną miłość i troskę Kościoła, a zwłaszcza duszpasterzy. Dotyczy to dużej ilości osób żyjących samotnie. Wiele z nich pozostaje bez ludzkiej rodziny, często z powodu ubóstwa [a także z powodu braku odpowiedniego małżonka, zdolnego wyznawać te same chrześcijańskie wartości i przez to tworzyć trwały i Boży związek sakramentalny - dopowiedzenie F.K.]. Są wśród nich tacy, którzy przeżywają swoją sytuację w duchu Błogosławieństw, wzorowo służąc Bogu i bliźniemu [to między innymi ci, o których wspomniałem wyżej - F.K.]. Trzeba przed nimi wszystkimi otworzyć drzwi domów rodzinnych, "Kościołów Domowych", i wielkiej rodziny, jaką jest Kościół. :Nikt nie jest pozbawiony rodziny na tym świecie. Kościół jest domem i rodziną dla wszystkich, a szczególnie dla utrudzonych i obciążonych (MT 11,28). Katechizm Kościoła Katolickiego nr 1658.

--------------------------------------------------------------------------------

Widać, że Pan Jezus proponując nowy wzorzec życia osób przeznaczonych do szczególnej posługi w Kościele kierował się wielką znajomością człowieka, nie pozbawioną zmysłu praktycznego, co znalazło wyraz już u Apostołów. Dlatego można całkiem spokojnie podać kilka całkiem zdroworozsądkowych argumentów za celibatem: dyspozycyjność, wolność, oszczędność

--------------------------------------------------------------------------------

DYSPOZYCYJNOŚĆ: Dzięki bezżeństwu księży katolickich Kościół może łatwiej dysponować zasobami ludzkimi. Charakter pracy kapłana wymaga, by nie wiązał się zbytnio z jednym miejscem. Dlaczego? Po to, by zbytnio nie polegał w swojej pracy na ludzkich układach i strukturach. Perspektywa przenosin, bynajmniej nie za karę, ale jako pewna rutyna, jest milczącym pouczeniem dla wikariusza, proboszcza, przełożonego, biskupa, że Kościół nie ogranicza się do jednej parafii a nawet diecezji. Zawsze istnieje możliwość pracy misyjnej lub takiej, która w danym momencie jest bardziej potrzebna. Kapłani mają różne talenty. Dlaczego jedna parafia ma mieć wyłącznie dobrego organizatora, a druga wybitnego kaznodzieję o marnych zdolnościach praktycznych? Wymiana kapłanów pozwala uniknąć "pokrzywdzenia" jakiejś parafii. Kapłan nie jest osobą obojętną w swoim środowisku - w jednej parafii może mieć tyluż przyjaciół, co wrogów. Roztropność wymaga nieraz wymiany księdza, który w jakiejś parafii nie bardzo sobie radził. Może w następnej, nauczony doświadczeniem, uniknie pewnych błędów i przyniesie więcej pożytku, niż siedząc w jednym miejscu i psując atmosferę. Mając zrozumienie dla powyższych przyczyn wyobraźmy sobie, że ksiądz X przenosi się co 3 lata z całą rodziną, z całym dobytkiem i dziećmi, które zmieniają szkołę, żoną, która zmienia pracę... Nie życzę takiego życia żadnej rodzinie!

--------------------------------------------------------------------------------

WOLNOŚĆ W GŁOSZENIU EWANGELII: Dyspozycyjność posiada również głębszy wymiar. Kapłan mający rodzinę jest mniej niezależny w głoszeniu Ewangelii, której nieraz sprzeciwiają się różne rządy i systemy. Nie wiem, jak potoczyłoby się życie Sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki, gdyby miał żonę i dzieci. Na jego miejscu, mając nieco oleju w głowie, a na tej głowie utrzymanie rodziny, nie pisnąłbym słowa z tego, co on głosił z taką mocą. Może się mylę. Niestety smutne doświadczenia z b. Związku Radzieckiego, dotyczące współpracy pewnych żonatych duchownych z KGB dodają tej wizji sporo realizmu. Nie zapominajmy, że Kościół to nie tylko Polska. W Sudanie, Chinach i dziesiątkach innych miejsc, wciąż giną tysiącami chrześcijańscy męczennicy, w pierwszym rzędzie kapłani. Może zabrzmi to okrutnie, ale z pewnością realistycznie: nie mając dzieci nie zostawia się sierot.

--------------------------------------------------------------------------------

KWESTIE FINANSOWE: Jaką część plebanii powinna dziedziczyć p. Proboszczowa z dziećmi? Skoro niektórzy narzekają na pazerność proboszczów - co by się działo wówczas, gdyby się zeszły dwie pazerności? Łatwo jest nakłaniać księży, by nie żyli w celibacie, trudniej utrzymać ich rodziny.
TRUDNOŚCI Z ZACHOWANIEM CELIBATU...


--------------------------------------------------------------------------------

...były, są i będą. Podobnie jak trudności z zachowaniem wierności małżeńskiej czy zgodnej z przykazaniami czystości, obowiązującej każdego chrześcijanina. Jedna jest wierność, jedna jest uczciwość i miłość. Ludzie dziwią się, że ich małżeństwo rozpadło się po dwu latach. Czy tam była miłość? Czy tam było pytanie Pana Boga o zdanie? Czasami ludzie ze sobą chodzą pół roku i już ślub. Żeby ładnie było, bo "muszą". Kleryk w seminarium ma całe pięć lat na dojrzewanie do celibatu, bo na końcu piątego roku podejmuje ostateczną decyzję, związaną ze święceniami. Oczywiście wierność i decyzja 5 minut po święceniach nie różni się wiele od tej 5 minut przed święceniami. Ale jakiż to luksus w porównaniu z ekspresowymi ślubami i rozwodami. Pewnie, że lepiej by było wiedzieć czego się chce od początku, albo po dwu latach. Wtedy nie zawracałoby się głowy sobie, rodzinie, parafii, seminarium. Ale jak mus - to mus - znam kolegów co i na piątym roku odchodzili i dobrze zrobili, że lepiej późno niż w kapłaństwie. Okazuje się jednak, że GŁÓWNY DUCHOWY ATAK NA CELIBAT NADCHODZI Z INNEJ STRONY NIŻ SIĘ TEGO ZWYKLE SPODZIEWAMY.

--------------------------------------------------------------------------------

PROBLEMY ZE WSTRZEMIĘŹLIWOŚCIĄ SEKSUALNĄ są zwykle postrzegane jako główna przyczyna niedotrzymywania celibatu. Tymczasem, jak już wspomniano, bez seksu da się żyć, na co posiadamy mnóstwo przykładów i to nie tylko z pobożnych książek.
- Niektórzy sportowcy, piosenkarze i inni artyści zachowują wstrzemięźliwość seksualną z pobudek pozareligijnych. Nie jest niczym nowym, że ciało i duch to naczynia połączone. Wstrzemięźliwość zdaniem wielu profesjonalistów miewa pozytywny wpływ na ich osiągnięcia. Małżeństwa planujące rodzinę w sposób naturalny (ekologiczny, bez antykoncepcji) wiedzą, że kobieta jest płodna praktycznie przez 7 dni w miesiącu. Stosując wstrzemięźliwość przez ten czas przeczą rozpowszechnym opiniom o jej niemożliwości. Itp. itd. "Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha". Podstawą każdej niewierności jest brak miłości. A co to jest miłość? Z pewnością nie tylko uczucie i pożądanie. To relacja między osobami podobna do tej, którą wytwarza ognisko, wokół którego się po przyjacielsku siedzi. Tylko że ognisko wymaga podsycania, żeby mogło płonąć i dawać przyjemne ciepło i światło. Miłość więc wymaga ciągłego dokładania, które pięknymi słowy nazywa się "ofiarą". Miłość wymaga ofiary: czasu, uwagi, akceptacji i zachwytu dla Drugiego. Kiedy ognisko przygasa i nikt nie chce go podsycać - po co siedzieć przy kupie popiołów. Idzie się wówczas w poszukiwaniu innego ciepełka. I to ma dokładne przełożenie na życie kapłańskie. Mężczyzna, który jest zadowolony ze swego samochodu nie rozgląda się już z taką pasją za jakimś innym autem. Jeśli ktoś jest zadowolny ze swej miłości to się za inną nie ogląda. Tak więc znalezienie ucieczki od powołania w postaci związku z kobietą nie jest początkiem, ale kresem procesu odchodzenia, który się zaczął jakąś tam oziębłością i niewiernością, której się w porę nie spostrzegło.

--------------------------------------------------------------------------------

BRAK MIŁOŚCI OD BLIŹNIEGO może być przyczyną rozpoczęcia procesu odchodzenia. Czasami parafianie lub uczniowie dają tak "popalić", że się wszystkiego odechciewa. Czasami brak wsparcia ze strony przełożonych i kolegów stawia pod znakiem zapytania sens posługi danego kapłana, w jego własnych oczach oczywiście. Dlaczego? PONIEWAŻ W PRACY KAPŁAŃSKIEJ JAK W RZADKO KTÓREJ NIE ISTNIEJE MOŻLIWOŚĆ WYMIERNEJ OCENY SWOJEJ PRACY. Nauczyciel ma wyniki nauczania, artysta ocenia dorobek organizując wystawy lub dostrzegając popularność jaką się cieszy (bywa to prawdziwym koszmarem artystów), nie mówiąc już o zawodach związanych typowo z wynikami głównie materialnymi, jak robotnik, menadżer czy lekarz. Natomiast kapłan prawie nigdy nie wie, ilu ludzi się nawróciło właśnie dzięki jego pracy. Bo wysiłek budowania Królestwa Bożego leży na wielu barkach i wielu pokoleniach. Czyjaś wiara czy niewiara to kapitał domu rodzinnego, i pokoleń kapłanów, pracujących przed i po księdzu X w danej parafii. Czasem ksiądz się zachwyca sobą, jak on to wszystko wspaniale prowadzi, a tyczasem główny wysiłek leżał w modlitwie poprzednika, którego prawie nikt nie dostrzegał. Tak, tak, sprawy wiary to nie ważenie węgla, to raczej "chodzenie po wodzie". Więc jeśli taki ksiądz nie ma atrybutów skuteczności (tłumy młodzieży w kościele, tony kwiatów i prezentów przy różnych okazjach, uwielbienie u parafianek, znajmości) to może byc łatwo zlekceważony przez przełożonych i kolegów o niezbyt wyrobionym patrzeniu duchowym. A ponieważ jest człowiekiem - może popaść we frustrację. Wówczas tylko trzeba jakiejś "pocieszycielki" i nieszczęście gotowe. Podobnie rzecz się ma z alkoholizmem niektórych osób duchownych. Jakie społeczeństwo - tacy kapłani, ale przyczyną jest zawsze brak miłości. Te rzeczy trzeba brać koniecznie pod uwagę idąc do kapłaństwa.

--------------------------------------------------------------------------------

STAROKAWALERSKIE ZWYCZAJE niektóre są niewinnymi dziwactwami, jednak inne, co widać wyraźnie, pełnią rolę "wypełniacza po miłości". Jest rzeczą bardzo pożyteczną, by kapłan miał jakieś hobby, które pomaga przezwyciężać różne chandry i frustracje. Gorzej, gdy hobby staje się nałogiem. Słyszałem o księżach w USA, którzy w niedzielę zamiast próbować coś robić w parafii idą grać w golfa. Proboszcz utrzymujący na plebanii sforę psów, które traktuje lepiej od wikarych i parafian, to już dewiacja. Bo KAPŁAŃSTWO TO NIE JEST STAROKAWALERSTWO TYLKO MAŁŻEŃSTWO Z KOŚCIOŁEM, W KTÓRYM PROBOSZCZ PEŁNI NIERAZ ROLĘ TEŚCIOWEJ.
SAMOTNOŚĆ jest raczej problemem wewnętrznym niż zewnętrznym.



--------------------------------------------------------------------------------

Można być samotnym także w małżeństwie, jeśli jest się w nim już tylko z przyzwyczajenia, bez podejmowania trudu uwagi i wczucia się w drugą osobę.
- Można być samotnym dlatego, że relacji z innymi ludźmi szuka się tylko dla przyjemności, a niewiele jest osób, z którymi łatwo obcować tylko z tej racji, że nam odpowiadają. Gdyby człowiek zamiast podpierać się łokciami i myśleć, jaki to on samotny, zaczął rozglądać się dookoła, to może dostrzegłby wielu ludzi o wiele bardziej samotnych. Wychodzenie do drugiego mimo wiedzy o wszelkiej ludzkiej podłości i brzydocie jest ważnym warunkiem, by kapłan nie czuł się samotny. Bo z kim tak naprawdę przestawał Jezus jak nie z grzesznikami... Doświadczenie mówi, że w taką relację, którą podejmuje się nie dla przyjemności, ale z miłości, żeby drugi nie był samotny, Bóg potrafi wlać przyjemność i radość. Ale wszystko w swojej kolejności.

--------------------------------------------------------------------------------

Choroba i starość osoby duchownej z pewnością wygląda inaczej niż u szczęśliwców, o których dbają dzieci i wnuki, którzy mają jakieś swoje cztery kąty i oszczędności. Gorzej, gdy jest inaczej. Wówczas sytuacja zakonnego emeryta - emerytki wygląda znacznie lepiej, szczególnie gdy ma zapewnioną opiekę młodszych współbraci - współsiostr. Niektóre diecezje mają domy księży-emerytów. Czasem starszy kapłan znajduje miejsce przy parafii, gdzie nadal ma coś "ze swoich lepszych lat": o ile może i chce słucha spowiedzi, odprawia mszę. Wiek emerytalny dla kapłanów wynosi 75 lat, ale kapłanem jest się całe życie. Apostołowie nie bardzo musili się martwić o starość - tylko św. Jan dożył emerytury, reszta wyginęła jako męczennicy. Z pewnością troska o osoby duchowne chore i w podeszłym wieku przypada diecezji lub zgromadzeniu, do tego dochodzi pamięć parafian i rodzeństwa. Należy pamiętać, że kapłan w ciągu życia poznaje wielu ludzi jak mało kto. Wiele przyjaźni potrafi przetrwać lata i w wieku sędziwym przynosi ulgę w samotności, wywołanej niedołęstwem lub chorobą (nie dotyczy misjonarzy wracających do kraju - zastanów się dlaczego wymagają oni szczególnej troski). Powraca kwestia miłości od bliźniego.

--------------------------------------------------------------------------------

Samotność chrześcijanina, a w szczególności osoby duchownej nigdy nie jest do końca samotnością. Wszystko zależy od tego, jakie standarty duchowe ktoś sobie postawi za miarę. Nie chodzi zaraz o wielkie mistyczne wzruszenia. Chodzi o wierność. Codzienny brewiarz to 1-1,5 godz. "przymusowego" kontaktu z Bogiem dla osób duchownych. Modlitwa brewiarzowa jest wydawana w tomach t.zw. Liturgii Godzin i jest mniej więcej taka sama na całym świecie. Nawet odmawiana w zupełnej samotności (pustelnicy) jest traktowana przez Kościół jako jego modlitwa publiczna. Msza Święta to dalsze 0.5-1 godz. W seminariach i na rekolekcjach zamkniętych uczy się medytacji. Może ona trwać pół godziny i więcej. Razem z codzienną lekturą duchowną i różańcem daje to minimum 2, maksimum 4 godziny samej modlitwy dziennie. Matka Teresa z Kalkuty powiedziała pewnemu młodemu człowiekowi, który nie chciał się modlić, ponieważ twierdził, że nie wierzy, że ma się zacząć modlić nawet bez wiary, prosząc Boga o wiarę. Można się modlić bez wiary i ją otrzymać, ale nie da się wierzyć bez modlitwy. Z kolei bł. O. Pio zwykł ponoć mawiać, że: "Lepiej się modlić bylejak, niż się wcale nie modlić. A przecież byli to ludzie głębokiej wiary i modlitwy. Skoro więc lekarz przepisuje nam tabletki, a my mu wierzymy, że pomogą i zwykle pomagają, czemuż więc nie skorzystać z doświadczenia wielkich ludzi Kościoła? Możemy mieć pewność, że modlitwa jest najpewniejszym prowadzeniem w samotności, bo to Pan Bóg nas w niej prowadzi. My dostarczamy "tylko" to, co mamy najcenniejszego: nasz czas, do którego na ziemi z własnej woli nie jesteśmy w stanie dodać ani minuty. Czas i odrobina dobrego klimatu, odróżniająca ten czas od innych czasów: cisza lub natchniona chrześcijańska muzyka, skupienie, natchnione chrześcijańskie teksty. Niektórzy ludzie, zabiegani o rodzinę i dzieci zazdroszczą nieraz zakonnikom tego azylu ciszy i skupienia. Dlatego znakiem naszych zwariowanych czasów jest ogromnie rosnąca popularność sakroturyzmu - wypoczynku połączonego z rekolekcjami zamkniętymi, najlepiej w jakimś klasztorze o surowej regule. Dlatego też kandydat na celibatariusza powinien dobrze rozeznać, czy jego główną motywacją nie jest raczej ucieczka od świata niż służba Bogu i ludziom.

Jak zostać księdzem lub osobą zakonną?

Przy różnych okazjach rozmawiałem z młodzieżą o powołaniu. Ostatnio przydarzyło mi się to w USA. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak tam brakuje księży, chociaż katolików jest ponad 25% ludności! O Afryce, b. Związku Radzieckim, Ameryce Południowej i Azji nie wspomnę. Europa Zachodnia zaczyna się powoli budzić do chrześcijaństwa po koszmarnym, ateistycznym śnie trwającym od końca lat sześćdziesiątych. Widzieliście, jak wiele młodzieży z Francji przybyło do Rzymu na spotkanie z Ojcem Świętym w sierpniu 2000? W Polsce przyzwyczailiśmy się, że mamy dużo, może nawet według niektórych - za dużo księży i sióstr zakonnych. Jeśli tak jest - to trzeba się podzielić z resztą Kościoła. Ale jeśli to Ty masz powołanie - to się nie obejdzie bez Ciebie! Powiem szczerze, że jak już zupełnie dobrze wiedziałem, że Pan Bóg "czegoś ode mnie chce" - to nie miałem tak wielu "pomocy naukowych", by jeszcze przed wstąpieniem do Seminarium trochę więcej zrozumieć "to coś wielkiego". Dzisiaj mamy WWW. Więc miej lepszy start w powołanie niż wuj Filip, bo tyle chyba jestem Ci winien, skoro jeśli nie Ty to Twoi synowie będą kiedyś musieli mnie zastąpić.
Nikt nie ma prawa do otrzymania sakramentu święceń, ponieważ nikt nie może przyznać sobie samemu tej posługi. Powołuje do niej Bóg. Kto uważa, że rozpoznał w sobie znaki powołania Bożego do posługi święceń, powinien pokornie poddać swoje pragnienie autorytetowi Kościoła, na którym spoczywa odpowiedzialność i prawo wybrania kogoś do przyjęcia sakramentu święceń. Jak każda łaska, sakrament święceń może być przyjęty tylko jako niezasłużony dar. Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1578.

To napradę szokujące usłyszeć we współczesnych czasach, że się do czegoś nie ma prawa. Ale tak naprawdę jest. Gdybym nie usłyszał poprzez różne okoliczności życia głosu powołania - nie miałbym najmniejszych szans, by stać się kapłanem. Jako ksiądz diecezjalny nie mam wielkiego doświadczenia jeśli chodzi o życie zakonne, ale nie wątpię, że podobnie w swoim życiu mogą odczytać głos Boga dziewczyny i kobiety, które Pan Jezus i Matka Boża wołają do miłości w życiu zakonnym, a także chłopaki i mężczyźni, którym Bóg Ojciec proponuje zupełnie niesamowite braterstwo i ojcowstwo

Jak rozeznać kierunek powołania?

Bł. Jakub Alberione dał prostą i skuteczną wskazówkę, określaną jako "4 # P":

1. Pomyśl

2. Pomódl się

3. Poradź się kogoś

4. Podejmij decyzję

1. P o m y ś l

1. Warunkiem rozeznania powołania do stanu życia jest zdolność odnalezienia siebie w każdym z nich: w małżeństwie, w kapłaństwie (lub w życiu konsekrowanym), w samotności.

Ta sama miłość Boga łączy kobietę i mężczyznę, ta sama wzywa do rezygnacji z tego dla Królestwa Bożego. Ważne jest mieć świadomość, że wspólnym powołaniem wszystkich jest małżeństwo i rodzina - to jakby "punkt wyjścia". Z tego punktu dopiero człowiek może być wybrany łaską Bożą do poświęcenia się wyłącznie sprawom Królestwa, a co za tym idzie - do rezygnacji ze swojego podstawowego powołania do życia w rodzinie naturalnej. Jednak wszędzie tam, gdzie będzie posłany, ma za zadanie tworzyć rodzinę duchową...

Pomyśl:

* Czy wyobrażam sobie siebie w małżeństwie, w kapłaństwie lub życiu konsekrowanym, w samotności? Jeśli nie - dlaczego?

To nie ty wybierasz to, co ci się wydaje atrakcyjniejsze, lub co staje się miejscem ucieczki. To Bóg powołuje kogo chce i do czego chce.
2. Warunkiem rozeznania powołania jest wolność.

Wolność od... lęku przed jakimś stylem życia, lęku przed przyszłością, szukania zabezpieczeń opinii ludzkiej, pokładania nadziei tylko w tym życiu, przywiązania do osób, zaspokojenia swoich ambicji...

Wolność do... miłości, złożenia daru z siebie, służby, słuchania głosu Boga, relacji z Bogiem i ludźmi, rezygnacji ze wszystkiego, co przeszkadza w realizacji powołania...

Pomyśl:

* Czy jestem wolny? Co mnie zniewala?

Stan życia to twoja wolna decyzja. Otwórz się na Ducha Świętego, który działa w sanktuarium twojego sumienia. Duch otwiera człowieka na wolność. Jezus nie mówi: musisz, ale: jeśli chcesz.



3. Warunkiem rozeznania powołania jest znajomość siebie.

ojciec Święty pisze w encyklice Fides et ratio: "Człowiek to ten, który zna siebie". Wiedząc, jaki jestem (wady i zalety), mogę rozwinąć własne powołanie. Moje - konkretnej osoby.

Pomyśl:

* Kim jestem? Do kogo należę? Od odpowiedzi na to pytanie zależy całe moje życie, człowieczeństwo, relacje z ludźmi, decyzje, kierunek drogi, a przede wszystkim zbawienie. Tylko ten jest zdolny do ofiary z życia, kto zna siebie.

* Czy mam silne zdanie? A może pozwalam sobie komuś je narzucać? W czyjej władzy jestem? Dorosłe życie to czas odkrywania, czego ja chcę, a nie co mi inni narzucają.

* Jaki jest mój cel?

Gdy wychodzę z domu, mam jakiś cel, kierunek, nie wychodzę "gdzieś", nawet, gdy idę na spacer przed siebie. Moim celem jest niebo.

* Czy pogodziłem się ze sobą i jestem swoim przyjacielem?

* Czy staję w prawdzie przed sobą i przed ludźmi?

Kształtowanie osobowości opiera się na prawdzie. Jezus jest Prawdą.

* Co znaczy dla mnie "żyć z pasją"?

To być przekonanym do czegoś w pełni i robić wszystko ze świadomością początku i końca, podstawy i celu; kim jestem i dokąd idę.

* Gdzie mam szukać Woli Bożej?

* Komu chcę służyć? Czym chcę służyć?

Moja akceptacja siebie to owoc akceptacji Boga.
Moje cechy ludzkie, obdarowanie i zagmatwanie -
wszystko jest objęte miłością Boga,
wszystko uczestniczy w realizacji powołania, wszystko jest zbawiane.
Nie bój się dojrzewać, nie rozumieć, stawiać pytania.
Ważne, żebyś nie robił nic bezmyślnie, bez zastanowienia, zawsze pytał o sens.
2. P o m ó d l s i ę
1. To Bóg wzbudza powołanie, nie wybiera go sobie człowiek. Dlatego najpierw Jego trzeba słuchać, potem ludzi. Stąd punkt "pomódl się" jest przed punktem "poradź się kogoś". Jeśli Ty nie usłyszysz w sobie głosu Boga, nikt ci nie pomoże.

2. Módl się o rozeznanie powołania dla każdego młodego człowieka. To, że wspierasz modlitwą wszystkich twoich rówieśników uświadomi ci, że nie jesteś sam w tym poszukiwaniu. Pragnienie człowieka przyspiesza działanie Boga.

3. Rozeznanie powołania możliwe jest tylko z pomocą Ducha Świętego. On przychodzi ze swymi darami:

dar mądrości: nie jest wiedzą, jaką daje świat, ale umiejętnością rozwiązywania problemów życiowych; to uznanie własnej niewystarczalności, cierpliwe wsłuchiwanie się i przyjęcie rad, których Bóg udziela na wielorakie sposoby.

dar rozumu: dzięki niemu człowiek sądzi o wszystkim w świetle wiary, potrafi właściwie oceniać wypadki w świecie, dostrzega Wolę Boża w codziennych doświadczeniach.

dar rady: przez niego człowiek w szczególny sposób otwiera się na słuchanie głosu Pana, uzdalnia do podejmowania decyzji, odczytywania i realizowania planów Bożych.

dar umiejętności: to szczególne usposobienie umysłu, które pozwala człowiekowi uchwycić i przeniknąć głęboki sens zawarty w słowach Jezusa i kierować się zasadami wiary w postępowaniu.

dar męstwa: pozwala znosić najtrudniejsze doświadczenia i uzdalnia do odważnego wyznawania wiary; wyraża on przekonanie, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.

dar pobożności: daje nadprzyrodzone usposobienie, które nakłania człowieka do czynienia dobra; to ufne i radosne zawierzenie Bogu, które budzi w nas pragnienie pełnienia Jego Woli; to przekonanie, że gdy Mistrz jest na pierwszym miejscu, życie może być piękne i pełne.

dar bojaźni Bożej: pozwala człowiekowi odnaleźć właściwą relację do Boga, która nie jest lękiem, lecz pełnym miłości i szacunku oddaniem się dziecka wobec Ojca.

4. Rozważaj Słowo Boże, szczególnie sceny Ewangeliczne przedstawiające powołanie przez Boga konkretnych osób: Maryi, św. Piotra, św. Mateusz, bogatego młodzieńca...

Ojciec Święty powiedział młodym, że człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa. To Jezus jest w centrum, nie własne potrzeby ani nawet potrzeby Kościoła. Popatrz na siebie oczami Boga. Słowo Boże jest żywe i ty też w nim żyjesz. Odnajdź w nim siebie i swoją tożsamość.

5. Miej przyjaciół wśród świętych, oni chętnie towarzyszą nam w drodze nie tylko przykładem życia, ale i wstawiennictwem przed Panem.

6. Rozwijaj to, co jest wspólne każdemu powołaniu: uczestnictwo w Eucharystii, dojrzałe relacje z ludźmi, ducha służby...

3. P o r a d ź s i ę k o g o ś

Miej przyjaciół w każdym ze stanów: znajome małżeństwo, kapłana czy osobę konsekrowaną, osobę żyjącą w samotności... To pomoże ci przyjrzeć się każdemu powołaniu, związanym z nimi radościom i problemom, i mieć pełny obraz różnorodności powołań w Kościele. Wtedy łatwiej jest poczuć, do czego skłania Bóg twoje serce.

Nikt nie jest sędzią we własnej sprawie. Patrz uważnie: Bóg postawi ci na drodze osobę, która będzie ci towarzyszyła w drodze. Może to być kapłan, ale również osoba konsekrowana czy świecka, zawsze jednak żyjąca sprawami Bożymi; będzie dla ciebie wsparciem, ale uszanuje twoją wolność wyboru. Pamiętaj jednak, że ona ci tylko pomaga, do ciebie należy podjęcie ostatecznej decyzji.

4. P o d e j m i j d e c y z j ę
Nie śpiesz się, ale i nie ociągaj. Nie bój się pomylić: podjęcie decyzji zawsze wiąże się z ryzykiem pomyłki, ale na tym polega życie.

Umiejętność zadecydowania o sobie jest dowodem dojrzałości człowieka. Niezależnie od kierunku drogi Bóg zawsze prowadzi człowieka ku Sobie. Św. Paweł mówi: "Łaska Boża i Boże wezwanie są nieodwołalne". Decyzja człowieka wymaga konsekwencji - wierności. Bóg jest wierny. Słuchając Go nie możliwe jest, abyś zbłądził, bo "On prostuje krzywe ścieżki" i wzywa do ciągłego nawracania się.

Bł. Jakub Alberione pisał: "Wystarczy czuwać, pozwolić się prowadzić, starając się w różnych obowiązkach angażować umysł, wolę, serce, siły fizyczne... Człowiek ma zawsze tak wiele braków, wad, błędów, niedociągnięć i wątpliwości co do swego działania, że musi wszystko złożyć w ręce Bożego Miłosierdzia i pozwolić się prowadzić. Nigdy nie zmuszać Opatrzności, oczekiwać na znaki Boże (...). Nie zawsze czas był odpowiedni, lecz Pan pomagał rozpoznawać rzeczy, pozostawiając swemu słudze pracę, także i błędy... a potem interweniował, by naprawić błędy i upadki i działać zamiast niego."

Dar czy Tajemnica?

Powołanie kapłańskie – Dar czy Tajemnica?



--------------------------------------------------------------------------------


Powołanie jest istotnym wymiarem ludzkiej egzystencji na ziemi, niezależnie od tego czy jest to powołanie do kapłaństwa, do życia małżeńskiego, do życia w samotności, czy też do życia we wspólnocie zakonnej. Postawmy sobie zatem pytanie: czym jest powołanie? Przy udzieleniu odpowiedzi posłużymy się słowami papieża Jana Pawła II, który mówi, iż powołanie jest wewnętrznym wezwaniem łaski, która zapada w duszę jak ziarno, aby w niej dojrzewać. Pan wzywa wszystkich chrześcijan do świętości, do naśladowania Go, do życia wedle Ewangelii. Jednakże dla dobra wspólnego Kościoła, dla służby Ludowi Bożemu, dla uświadomienia o swoim Królestwie, wzywa niektórych do kapłaństwa sakramentalnego oraz do szczególnej konsekracji zakonnej w duchu rad ewangelicznych, czyli do życia zakonnego. Słowa te w sposób dobitny i jasny określają jak należy patrzeć na powołanie i jak należy je rozumieć. Wszyscy ludzie są wezwani do kroczenia drogą Dekalogu i do życia w jedności z Bogiem i bliźnimi, i wszyscy są powołani do świętości, lecz są i tacy, których Bóg powołuje do kapłaństwa hierarchicznego, do poświęcenia się Mu w sposób całkowity i dobrowolny.

W Posynodalnej Adhortacji Apostolskiej Pastores dabo vobis Jana Pawła II czytamy, iż fundamentem każdego chrześcijańskiego powołania jest darmowe i uprzedzające wybranie przez Ojca. (…) Każde chrześcijańskie powołanie pochodzi od Boga, jest Bożym darem. Nie zostaje ono nigdy dane poza Kościołem czy niezależnie od niego, lecz zawsze w Kościele i za pośrednictwem Kościoła (PDV 35). Widzimy zatem, jak ważny jest wybór właściwego powołania i jego realizacja, która dokonuje się nie gdzie indziej, jak w Kościele, we wspólnocie ludzi wierzących. Najważniejsza jednak i decydująca jest wolna i całkowicie darmowa interwencja Boga, który wzywa człowieka. Do Niego należy inicjatywa i w Nim powołanie ma swoje najgłębsze źródło. Potwierdzają to ściśle słowa Boga skierowane do proroka Jeremiasza: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię (Jr 1, 4-5). Bóg już w łonie matki kształtuje człowieka, aby ten później, w wieku dojrzałym mógł stanąć przy Nim całym swoim sercem, przez poświęcenie swego życia dla Niego.

Bóg obdarza powołaniem, jest jego dawcą, ale to człowiek obdarzony rozumem i wolną wolą ma osobiście dokonać właściwego rozeznania i podjąć odpowiedzialną decyzję. Zatem pozytywna odpowiedź człowieka na głos powołania sprawia, że on głęboko w sposób osobowy wchodzi w osobisty kontakt z Bogiem, oddaje się Mu z miłością, która nie stawia żadnych warunków. Jest to całkowite ofiarowanie siebie Bogu i bycie wyłącznie do Jego dyspozycji (por. PDV 36). Każde powołanie kapłańskie, to powołanie wyjątkowe, niepowtarzalne, i nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga (Hbr 5,4). Nikt nie może uzurpować sobie tej wielkiej łaski bycia kapłanem Chrystusa, bo godność ta nie pochodzi od człowieka, ale w zupełności od samego Boga.

W pewnym momencie swego życia człowiek staje przed pytaniem: co mam czynić dalej? Jak mam żyć, aby osiągnąć życie wieczne? Jego sytuacja podobna jest do tej jaką możemy znaleźć na kartach Pisma Świętego, gdy czytamy o spotkaniu Jezusa z bogatym młodzieńcem. Ten młody człowiek przychodzi do Jezusa, by dowiedzieć się jak być szczęśliwym, dlatego stawia pytania, które nurtują jego serce. Takie i podobne pytania rodzą się w człowieku dlatego, iż - jak mówi Jan Paweł II - Bóg przygotował w ludzkim sercu przestrzeń dla takich pytań. Człowiek staje przed wyborem drogi, poszukuje i rozważa… Słyszy te proste słowa Jezusa Chrystusa - Pójdź za Mną! I jest zakłopotany, zaskoczony, nie rozumie… Chrystus pierwszy wychodzi mu naprzeciw, tak jak ojciec syna marnotrawnego i zaprasza go, by wszedł pod Jego dach, by oddał mu całe swoje życie jako kapłan, by był alter Christus. Tak sformułowane zaproszenie nie zawiera w sobie elementu przymusu czy narzucania się ze strony Boga, ale kryje w sobie pełne pokory słowa Jezusa - Jeśli chcesz, to przyjdź i zobacz…, i pójdź za Mną! Bóg, chociaż wychodzi z inicjatywą powołania, nie narzuca się z odpowiedzią, ale czeka. Bóg otwarty na dialog z człowiekiem, zostawia mu w wyborze drogi życia zupełną wolność, która jest istotnym czynnikiem powołania.

Żeby jednak młody człowiek mógł właściwie odpowiedzieć na wezwanie Boże do życia w stanie kapłańskim czy zakonnym powinien już wcześniej mieć zapewnione odpowiednie wychowanie, które daje mu jego własna rodzina, w której żyje. To rodzina właśnie, jest pierwszym seminarium duchownym i jest szkołą wychowania do kapłaństwa, szkołą modlitwy i służby drugiemu człowiekowi. Jakie są rodziny, takich mamy kapłanów. Jeżeli nasze rodziny są świętymi rodzinami, przepojonymi wartościami chrześcijańskimi, jeżeli każdego dnia realizuje się w nich przykazanie miłości Boga i bliźniego, to i kapłani będą świętymi z sercem podobnym do Serca Bożego, pełni miłości i cierpliwości, pełni pokoju i ufności… To w rodzinie, powołanie znajduje drogę do serca, przenika w głąb duszy, uczuć, pragnień i myśli człowieka, aby w ten sposób kształtować jego wybór. Rola matki i ojca - pierwszych formatorów - to rola wyjątkowa, z której może niekiedy rodzice nie zdają sobie sprawy, ani nawet sam powołany. To od postawy ich życia, czasem prostego i ubogiego, pełnego doświadczeń, zależy rozwój powołania ich syna, który usłyszał we wnętrzu swego serca wezwanie Boga. Cały proces kształtowania się odpowiedzi na głos Boży dokonuje się w domu rodzinnym powołanego, w atmosferze takiej jaka w nim panuje. Każde powołanie kapłańskie ma więc swoją indywidualną historię i jest związane ze szczególnym momentem życia każdego powołanego. Nie ma dwóch takich samych historii powołania, tak jak nie ma dwóch takich samych ludzi…

Jeżeli kapłaństwo jest powołaniem pochodzącym od Boga, to czy można jeszcze coś więcej tu zrobić? Z pewnością nie da się kapłaństwa wyegzekwować siłą czy też wyćwiczyć, ale można i należy go formować. Dlatego też nie można pominąć na drodze do kapłaństwa, oprócz wychowania rodziny, także szczególnego wymiaru jaki spełnia seminarium duchowne, do którego przychodzi kandydat na kapłana. To tutaj, przede wszystkim poprzez formację ludzką, duchową, intelektualną i duszpasterską, powołany pod okiem przełożonych i wychowawców, dokonuje jeszcze głębszego rozeznania swego wyboru i w nim się umacnia. Jakże aktualne są w tym miejscu słowa z Ewangelii wg św. Marka: Przywołał do siebie, tych których sam chciał, a oni przyszli do Niego. Ustanowił Dwunastu, aby byli z Nim, aby posłać ich do głoszenia i aby mieli także władzę wypędzać złe duchy (Mk 3, 13-15). Wskazują one na to, iż seminarium jest swoistą kontynuacją wspólnoty Apostołów zgromadzonych wokół Jezusa, słuchających Jego słów, przygotowujących się do przeżycia Paschy, oczekujących na dar Ducha Świętego, by podjąć powierzoną sobie misję (PDV 60). Jezus powołuje tych, których sam chce, i tym których powołuje ciągle towarzyszy. Zaprasza ich do siebie, aby oni mogli z Nim przebywać na osobności i aby mogli na modlitwie szukać rozwiązań swoich problemów, których doświadczają… Czas seminarium jest czasem błogosławionym, jest czasem łaski, podczas którego Bóg wypala w powołanym to, co jest jeszcze niedoskonałe i chore. A wszystko po to, by po kilkuletniej formacji seminaryjnej, Kościół mógł stwierdzić, że ten człowiek jest godny tego, by sprawować Najświętszą Ofiarę Mszy Świętej in persona Christi, że jest godny podjąć powierzoną mu misję jednania ludzi.

Reasumując nasze rozważania na temat powołania i kapłaństwa trzeba nam stwierdzić, iż powołanie kapłańskie to jednocześnie niezasłużony przez człowieka dar i wielka, niezbadana tajemnica, czego potwierdzeniem są słowa Jana Pawła II, który w książce z okazji pięćdziesięciolecia swoich święceń kapłańskich napisał: Każde powołanie kapłańskie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka (…). Wobec wielkości tego daru czujemy, jak bardzo do niego nie dorastamy. Powołanie jest tajemnicą Bożego wybrania: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” (J 15, 16). Stajemy przed czymś co jest niezrozumiałe dla naszego umysłu, stajemy przed sacrum, w którym Bóg objawia swoją darmową miłość i czujemy, że niegodni jesteśmy tego daru, który nieskończenie nas przerasta… Bóg w cichości i skrytości serca wybiera i wzywa, a obdarowany przez Boga człowiek odpowiada na ten dar, mając jednak świadomość jego niezbadanej tajemnicy, którego stał się posiadaczem. Powołanie kapłańskie – dar i tajemnica, nie można przejść koło niego obojętnie…



Tajemnica powołania

Powołanie jako tajemnica



Nie ma wątpliwości, iż powołanie to łaska, jaką Bóg może ofiarować każdemu człowiekowi. Tę darmowość łaski wybrania odczuwali niejednokrotnie sami powołani. Gedeon mówi do Boga: „Wybacz, Panie mój! Jakże wybawię Izraela? Ród mój jest najbiedniejszy w pokoleniu Manassesa, a ja jestem ostatni w domu mego ojca” (Sdz 6,15). Kiedy Bóg wybiera Saula na króla, ten zwraca się do Niego w słowach: „Czyż nie jestem Beniamitą – z jednego z najmniejszych pokoleń izraelskich, a mój ród czyż nie jest najniższy ze wszystkich rodów pokolenia Beniamina? Czemuż więc odzywasz się do mnie tymi słowami?” (1Sm 9,21). Podobna sytuacja występuje przy powołaniu Jeremiasza (Jr 1,4) czy Amosa (Am 7,14n). Wielkość Boga i bieda człowieka są często obecne w biblijnych opisach powołań.

Czego uczą nas dziś te starotestamentalne opowieści? Co chce nam Bóg przez nie powiedzieć? Wydaje się, że współczesny człowiek zadaje sobie bardzo często pytanie: Dlaczego Bóg powołuje tego, a nie tamtego? Sam powołany staje niejednokrotnie wobec dylematu: Dlaczego właśnie ja, a nie ktoś inny? Są to pytania nierozerwalnie związane z tematem powołania. I tu Pismo Święte przychodzi nam z pomocą w znalezieniu odpowiedzi. Musimy wyraźnie stwierdzić, że wybór w żadnym wypadku nie ma swego podłoża w wartości powołanego ani w jego zasługach. Stajemy więc wobec wielkiej tajemnicy, która jest wolnym działaniem i wolną inicjatywą Boga. „Idź, oto cię posyłam” (Wj 3,10) – to sława, które Bóg kieruje do każdego wybranego, nie tłumacząc nikomu, dlaczego powołuje tego, a nie innego, może i lepszego w oczach ludzkich, człowieka. Boży wybór rzadko zgadza się z ludzkim osądem. Tłumaczy to Bóg Samuelowi: „Nie zważaj na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16,7).

„Powołanie kapłańskie lub zakonne jest najczęściej przez młodego człowieka odczytane jako idealistyczne pragnienie służby Panu Bogu, ludziom, jest to pragnienie poświęcenia się ideałom. czasami nawet, gdy młodego człowieka zapytać, dlaczego chce poświęcić się Panu Bogu w sposób specjalny, to nie byłby w stanie swojego stanu do końca wyjaśnić. Myślę, że to pewna tajemnica osnuwająca proces wzbudzenia się powołania jest czymś bardzo prawidłowym. Gdy czytamy ewangeliczne sceny powołania uczniów, to także nie ujawnia nam się od razu obraz bardzo jasnych motywacji, które sprawiły, że pierwsi uczniowie poszli za Jezusem. Jest więc pewną prawidłowością to, że powołanie wzbudza się w atmosferze nie do końca rozpoznanej”1.

Powołanie jest tajemnicą wzywającego Boga i jest także – choć w nieco innym sensie – tajemnicą wolności człowieka. Wolność Boga, który daje powołanie jest pierwsza. Za nią dopiero idzie wolność człowieka. Powołanie może być zawsze przyjęte tylko w wolności.

Czyż nie trudno jest nam uzasadnić w sposób logiczny, dlaczego Pan Bóg powołuje do wykonania pewnych zadań w świecie i w Kościele tych, którzy z ludzkiego punktu widzenia nie zawsze są najlepszymi kandydatami. Z odpowiedzią na te wątpliwości przychodzi nam również św. Paweł, który tłumaczy, że „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1,27). Nie da się tak naprawdę podać ostatecznego uzasadnienia dla powołania Bożego. Nasze możliwości „podglądania” planów Boga są bardzo ograniczone.

Do księdza Józefa Tarnawskiego pisze list pewien młody chłopak o imieniu Romek. Czuje w sobie – jak podkreśla - powołanie do kapłaństwa. W liście kilkakrotnie zadaje to samo pytanie: Dlaczego ja? W odpowiedzi na jego korespondencję czytamy: „Zaczynasz od zdziwienia: „Przecież to takie dziwne, dlaczego właśnie mnie? Dlaczego Chrystus woła właśnie do mnie?” Być może rozczaruje Cię moja odpowiedź, ale brzmi ona: nie wiem. Doprawdy nie wiem. Co więcej: ja jestem już księdzem i – wierz mi Romku – również, nawet w tej chwili nie wiem, dlaczego Bóg mnie wybrał, a nie np. któregoś z moich przyjaciół... To jest Boża tajemnica: jeśli nawet chcielibyśmy się odwołać do Chrystusa i grona Jego uczniów, Pismo św. zaświadcza, że Jezus «przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu» (Łk 6,13), ale wcale nie mówi, jaki kryteriami się przy tym wyborze kierował. Dlaczego wybrał właśnie tych, a nie innych? – nie wiemy, a przecież z pewnością było wielu innych lepszych, inteligentniejszych, zdolniejszych. W innym miejscu czytamy, że Jezus «wybrał sobie» (Dz 1,2), co podsuwa myśl o bardzo indywidualnym, ale i „przemyślanym”, z pewnością zaś nieprzypadkowym wyborze takich a nie innych Apostołów, podjętym przez Jezusa. Jednak odpowiedzi, która rozwiewa wszelkie wątpliwości w tym względzie, udziela nam ewangelista św. Marek: «Jezus przywołał do siebie tych, których sam chciał» (Mk 3,13) i tyle! Jednak to „rozwiewające wszelkie wątpliwości” świadectwo św. Marka wcale ich nie rozwiewa... Ale jeszcze raz powtórzę: nad wyborem Bożym unosi się tajemnica i nie nam jej dociekać”2.

Mówiąc o powołaniu jako tajemnicy, nie sposób nie sięgnąć do książki Jana Pawła II „Dar i Tajemnica”, która stała się światowym bestsellerem ostatnich lat. Już tytuł pierwszego rozdziału mówi za siebie „U początku... tajemnica”. Ojciec św. wspomina: „Historia mojego powołania? Historia ta jest znana przede wszystkim Bogu samemu. Każde powołanie kapłańskie w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka. Każdy z nas kapłanów doświadcza tego bardzo wyraźnie w całym swoim życiu. Wobec wielkości tego daru czujemy, jak bardzo do niego nie dorastamy. Powołanie jest tajemnicą Bożego wybrania: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i aby owoc wasz trwał” (J 15,16).”I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron” (Hbr 5,4)3.

Spójrzmy po raz kolejny na karty Ewangelii, gdzie Jezus przychodzi na wieczerzę do bogatego, ale i znienawidzonego celnika. Wiemy, jaka panowała wówczas opinia wśród Żydów o celnikach, oszustach i zdrajcach. Ale – pomimo tej do granic negatywnej opinii – Jezus decyduje się na spotkanie z Lewim, co więcej wzywa go do grona swych uczniów (por. Mk 2,13-17).

Ale z drugiej strony również odpowiedź człowieka na powołanie jest - w jakimś sensie – także tajemnicą. Trudno jest nam nieraz zrozumieć, dlaczego odpowiadamy na powołanie, dlaczego przyjmujemy wezwanie, które jest czasem bardzo trudne, a nawet sprzeczne z naszymi planami i dotychczasowymi marzeniami. W autentycznym powołaniu jednak, choć rezygnuje się z tego co „moje”, nie doświadcza się bynajmniej jakiegoś rozgoryczenia i żalu.

Powołanie jest darem i tajemnicą Ojca. Wymaga jednak – jak wspomniałem – odpowiedzi człowieka i konkretnych działań, realizacji.

„Każde powołanie winno mieć na uwadze zbawczy plan Boga, który jest Panem historii. On, poprzez dzieje powołań poszczególnych osób prowadzi cały świat ku ostatecznemu odrodzeniu, które zapoczątkuje nowy świat. Chrystus, Człowiek i Bóg skupia i jednoczy w sobie wszelkie wartości świata i człowieka nadając im właściwe znaczenie. Powołanie winno także mieścić się w ramach działalności Kościoła. Każde bowiem powołanie do specjalnego poświęcenia się Bogu jest przede wszystkim wezwaniem do służby Kościołowi, który ze swej strony ma zadanie służyć ludziom. Co więcej, Bóg pomaga człowiekowi odkryć swoją wolę posługując się różnymi znakami i pośrednikami. Pewne znaki dzisiejsze różnią się od wczorajszych. Do misji Kościoła należy pomagać człowiekowi w odczytywaniu ich w świetle wiary” 4.

Ten cenny dar powołania, jaki każdy człowiek otrzymuje od Stwórcy musi być zatem realizowany w Kościele. Człowiek musi dzielić się tym darem. Zatem powołanie nie może być tylko skarbem schowanym przed ludźmi, lecz powołanie jest także zadaniem, jakie stawia Bóg przed każdym człowiekiem.

„To wszystko, co mówimy o każdym powołaniu chrześcijańskim, znajduje szczególne urzeczywistnienie w powołaniu kapłańskim. Jest ono wezwaniem, na mocy sakramentu święceń przyjętego w Kościele, do służby Ludowi Bożemu, z czym wiąże się swoista przynależność i upodobanie do Jezusa Chrystusa oraz władza działania w «imieniu i zastępstwie» Chrystusa Głowy i Pasterza Kościoła”5.

Czym jest powołanie?

TAJEMNICZE DŁONIE

O POWOŁANIU KAPŁAŃSKIM


W refektarzu naszego seminarium duchownego wisi Krzyż z Chrystusem, który nie ma rąk. Krzyż ten z całą figurą Ukrzyżowanego wiele lat wisiał w kaplicy w ogrodzie seminaryjnym. Deszcze, mrozy i upały spowodowały zniszczenie znacznych części wiszącej postaci Chrystusa. Zachowane resztki starej, drewnianej rzeźby poddano konserwacji, ale nie zrekonstruowano rąk i nóg. Dziwny ten krzyż, ale jakże wymowny: Chrystus bez rąk. Przypomina on nam codziennie, że w kapłaństwie, do którego zmierzamy, Chrystus będzie miał tylko nasze ręce, by czynić swoje dzieła. Będzie miał tylko nasze nogi, by iść do Was - Drogi Bracie i Droga Siostro. Będzie miał tylko nasz głos, by mówić Wam o sobie i tylko nasze siły, by Was do siebie przyprowadzać. Każdy bowiem kapłan jest przedłużeniem rąk Chrystusa. Ale czy nam potrzebne są kapłańskie dłonie?


DŁONI MODLITEWNY GEST

Niełatwo przychodzi człowiekowi stawać przed Bogiem i z Nim rozmawiać. Często prowadzi to do tego, że ludzie mało się modlą, a czasem z modlitwy rezygnują. Muszą jednak istnieć tacy ludzie, którzy modlą się za tych, co nie modlą się wcale (Victor Hugo). Warto pamiętać, że wśród nas jest człowiek, który wytrwale pokonuje takie same co my trudności. Każdego dnia staje przed Bogiem, by modlić się w swoim imieniu i za nas. Za Ciebie i za mnie. Jak pasterz, który troszczy się o swoje owce. To kapłan, który składając ręce zabiega przede wszystkim o zachowanie łączności pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Modli się przy Ofiarnym Stole i z brewiarzem w ręku. Podczas spowiedzi w konfesjonale i na katechezie. Na różańcu i w cieniu wiecznej lampy, przebywając w towarzystwie Eucharystycznego Przyjaciela. Gdy go widzimy i w samotności. Słucha swego Dobrego Pasterza, by przekazać nam Jego Słowo. Zawsze są gdzieś ręce wzniesione w modlitwie. Oby ich nigdy nie zabrakło.


DŁONIE ROZDZIELAJĄCE CHLEB ŻYCIA

Są takie miejsca, gdzie ludzie bardzo oczekują na kapłana, czasem nawet wiele miesięcy. Zdarza się, że zbierają się w opuszczonej świątyni, kładą na ołtarzu pozostałą jeszcze kapłańską stułę, odmawiają wszystkie modlitwy liturgii mszalnej, a przed Przeistoczeniem zapada głęboka cisza, czasami przerwana płaczem... Tak bardzo pragną usłyszeć te słowa, które tylko kapłańskie usta mogą skutecznie wypowiedzieć.

Nie można wyjąć Eucharystii z rąk kapłana. Sam codziennie rozmyśla nad tym, jak to się dzieje, że po krótkich wyrazach wymówionych nad kawałkiem chleba, Wszechmocny i Nieograniczony Bóg zmieści się w jego grzesznych, słabych dłoniach? Kapłan jest sam dla siebie największą tajemnicą. I nie możemy mieć do niego pretensji, że czasem na wielu rzeczach się nie zna. Nie możemy żądać od niego tego, do czego nie jest powołany. Ale możemy się gromadzić, tak jak dzisiaj, wokół dobrego pasterza, który stół dla nas zastawia. To tu przecież jesteśmy - Drodzy Bracia i Siostry - w pełni sobą jako chrześcijanie i tu on jest niezastąpionym pośrednikiem - sługą ołtarza. Zła nie zlęknę się, bo Jego moc we mnie jest. A jakże nam dzisiaj tej mocy potrzeba, w tej trudnej rzeczywistości naszych dni. Oby nie zabrakło kapłańskich rąk i oby nie zabrakło ludzi, którzy czekają na Boga w nich spoczywającego.


DŁONIE ROZGRZESZAJĄCE

Kapłan to pasterz, który jest zawsze gotowy szukać zabłąkanej owcy i opatrzyć jej rany. Konfesjonał... Choć jest to najtrudniejsza i najbardziej delikatna posługa kapłańska, jest ona najpiękniejsza i przynosząca radość, jaka staje się udziałem pasterza, który odnalazł zagubioną owcę. To on poznaje nasze słabości i upadki, ocenia pragnienia poprawy, rozpoznaje działanie Ducha Świętego i przekazuje przebaczenie, którego Bóg może udzielić za jego pośrednictwem. To kapłan jest tym pasterzem, który wyprowadza nas - Ciebie i mnie - z ciemnej doliny grzechu. To on obdarza nas życiem w obfitości, by kiedyś zamieszkać w domu Pana po najdłuższe czasy

Choćbyście mieli tutaj 200 aniołów, to i tak nie mogliby wam dać rozgrzeszenia. Jedynie kapłan (...) może to uczynić. Może wam powiedzieć: “Ja ciebie rozgrzeszam, idź w pokoju”. - tak mówił św. Jan Vianney. Czekamy i my z utęsknieniem na człowieka, który by w imieniu Boga przebaczył, który miałby odwagę głosić nieskończone miłosierdzie i dzielić się Miłością, ponad którą nie ma większego dobra na ziemi. Oby nie zabrakło przebaczających dłoni.


Potrzeba nam kapłanów. Potrzeba dobrych kapłanów, na wzór Dobrego Pasterza - Chrystusa. O takich kapłanów, o ich pełną zaangażowania troskę i posługę przyjechaliśmy się z Wami - Drodzy Bracia i Siostry tej bronowickiej owczarni - modlić. Wiele czeka zagubionych owiec, które nie znają drogi, które nie leżą na zielonych pastwiskach, które są w ciemnej dolinie. Dziękujemy Wam za troskę o powołania kapłańskie. W szczególności dziękujemy Waszemu pasterzowi, Księdzu Proboszczowi, za zaproszenie nas do Was, za wyciągnięte ręce, za życzliwe przyjęcie, za troskę o nasze seminarium. Dziękujemy za ręce kapłanów z Waszej parafii. Za Wasze złożone dłonie do modlitwy w naszej intencji. Za Wasze ofiary, dzięki którym utrzymujemy się. Za Wasze cierpienie ofiarowane za nas i za kapłanów. My codziennie o Was pamiętamy w modlitwie, wypraszając obfitość Bożego Błogosławieństwa dla dobroczyńców i ofiarodawców. I prosimy: nie zapominajcie o nas.

A Ty, Młody Przyjacielu, może Ciebie wzywa Dobry Pasterz do tej niezwykłej przygody, której my jesteśmy uczestnikami? Może potrzebuje Twego serca młodego zapałem i Twoich dłoni? Nie opieraj Mu się. Idź za Nim!

Jezus jest dostępny 24 godziny na dobę





I. Jezus jest dostępny 24 godziny na dobę



Jezus zna każdego z nas po imieniu. Z Nim możemy rozmawiać, kontaktować się bez ograniczeń, o każdej porze dnia i nocy. On jest dostępny 24 godziny na dobę i tylko do naszej dyspozycji. Jego słowa dodawają nam pewności siebie w zmaganiu się z wyzwaniami życia i pomagają podejmować trudne decyzje.

Serce człowieka zostało stworzone właśnie jako takie miejsce na „ e-maile od Boga”. Człowiek otwierając skrzynkę swojego serca jakby zaprasza Jezusa i pozwala Mu działać. Często ta skrzynka jest zapełniona wirusami i nie możemy jej otworzyć, gdyż przez grzech oddalamy się od Boga. Wirusy wszystko atakują, mają działanie niszczące, destrukcyjne , dlatego człowiek powinien jak najszybciej skorzystać z Sakramentu Pojednania by radować się obecnością miłosiernego Jezusa w swoim życiu. Wirusy w komputerze wymagają usunięcia i wyczyszczenia. Aby się przed nimi uchronić stosujemy różne programy antywirusowe. Tak również dzieje się z życiem człowieka. Kiedy oddalamy się od Boga to żyjemy w grzechu, nie ma w nas miłości, prawdy i zrozumienia bliźniego. Taki stan prowadzi człowieka do czynienia zła.

Grzech jako kategoria zła jest jak „wirus”, który niszczy człowieka , jego wnętrze i utrudnia prawidłowe funkcjonowanie. Przez grzech trudno nam będzie „zalogować się na skrzynkę serca” i odczytać wiadomości od Boga. Bóg stworzył człowieka i wezwał go do czynienia dobra zawsze i wszędzie.

Przez Sakrament Chrztu Świętego staliśmy się Dziećmi Bożymi i zostaliśmy wezwani do życia w światłości. Na Chrzcie Jezus obiecał nam życie wieczne. Od tego momentu w naszym sercu zostało założone „konto”, skrzynka przeznaczona na wiadomości od Boga. Wszystkie te e-maile od Boga są gromadzone w naszym sercu, a to czy na nie odpowiemy zależy od nas. Pamiętajmy, że z każdego zostaniemy rozliczeni. Ta skrzynka w naszym sercu zostanie zamknięta w chwili naszej śmierci, kiedy będziemy musieli zdać sprawozdanie ze swojego życia. Wtedy nie będziemy mogli się już zalogować, odpowiedzieć Bogu, czy poprawić swoje błędy. Będzie to czas rozliczenia. Przez całe życie doczesne przygotowujemy Jezusowi raport ze swojego życia. Raport ten został zapoczątkowany przez Chrystusa w momencie Chrztu Świętego, kiedy obdarzył nas swoją łaską i nazwał Dziećmi Bożymi. Wtedy też otrzymaliśmy obietnicę życia wiecznego, które jest uzależnione od zawartości raportu, który złożymy w momencie odejścia z tego świata. Dlatego warto żyć miłością Chrystusa, która jest potężniejsza od zła i śmierci.

Każdy z nas powinien pamiętać, że Chrystus nie zostawia nas samych na drodze do zbawienia. On jest obecny zawsze, o każdej porze dnia i nocy. W każdej chwili jest gotowy nam wysłać e-maila i powiedzieć jak bardzo nas kocha. Tylko czy my tego maila będziemy w stanie odczytać i odpowiedzieć na wezwanie Bożej miłości? Trudne to zadania, ale możliwe do zrealizowania, wymagające pokory, cierpliwości i osobistego zaangażowania się.

Z własnego doświadczenia wiem jak trudno jest trwać w Bożej miłości, kiedy świat mówi inaczej. Często żyję w grzechu, jest mi z tym źle, ale jakoś trudno mi stanąć przed Bogiem w prawdzie i powiedzieć Mu o swoim grzechu czy słabości. Często czuję lek, strach, ale przed kim , oto jest pytanie? Bóg przecież nie bije nikogo, nie krzyczy, pragnie tylko aby człowiek się nawrócił i miał życie. On z miłością szuka zagubionej owieczki i gotów jest za nią oddać życie. Na drzewie Krzyża najbardziej okazał nam swoją miłość, gdy przelał swoją krew dla naszego zbawienia. Zrobił dla mnie tyle dobrego, umiłował do końca , a ja grzeszny człowiek co jestem Mu w stanie dać? Zatwardziałe serce zimne jak lód?

Czasem przychodzą mi takie myśli, że chciałbym położyć się krzyżem, milczeć i w tej ciszy usłyszeć głos Jezusa i powiedzieć Mu za św. Faustyną: „Jezu przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz”. Czy to nie piękna chwila, kiedy słaby, grzeszny człowiek może stanąć przed Bogiem w prawdzie i powiedzieć Mu o wszystkim co przeżywa?

Każdy z nas potrzebuje wewnętrznej przemiany po to by na nowo Jezus mógł zamieszkać w naszych sercach. Warto zaufać Panu i iść przez życie dobrze czyniąc.

Jeśli bracie , siostro nie wiesz gdzie iść , to nie martw się Bóg wskaże ci drogę. Musisz tylko być otwarty na Jego łaskę i uważnie czytać e-maile, które znajdują się głęboko w twoim sercu, a wtedy będzie Ci łatwiej wypełniać wolę Ojca Niebieskiego w codziennym życiu.

Pamiętaj Jezus zawsze jest dostępny, możesz z Nim rozmawiać bez ograniczeń, On daje nam siebie za darmo, skorzystaj z Jego zaproszenia.

czym jest rok Eucharystii?

Ogłaszając Rok Eucharystii Jan Paweł II pragnie zachęcić Kościół do większego wkładu na rzecz pokoju, solidarności i wspólnoty. Eucharystia jako święto realnej obecności Chrystusa stanowi centrum wiary Kościoła - podkreślił papież w liście apostolskim "Mane nobiscum Domine", ogłoszonym dzisiaj w Watykanie.
Zdaniem Ojca Świętego Eucharystia musi także wspierać "dialog cywilizacji", z którego wierni czerpią odpowiedzialność do działań w życiu społecznym, kulturalnym i politycznym. "Widmo terroru i tragedia wojny wzywają chrześcijan bardziej niż kiedykolwiek dotąd do życia Eucharystią, jako szkołą pokoju" - głosi papieski dokument zatytułowany "Mane nobiscum Domine" (Zostań z nami Panie).
Zainicjowany przez Jana Pawła II Rok Eucharystii rozpocznie się Międzynarodowym Kongresem Eucharystycznym, który obradować będzie w Guadalajarze (Meksyk) od 17 października. Zakończy go w rok później, w październiku 2005 r., Synod Biskupów w Rzymie.
Rok Eucharystii stanowi kontynuację i pogłębienie intencji Roku Wielkiego Jubileuszu 2000 - napisał papież. W ciągu najbliższych 12 miesięcy wierni poprzez najróżniejsze inicjatywy w diecezjach i wspólnotach, powinni podkreślać Eucharystię jako centrum wiary i centrum życia chrześcijańskiego.
Papież w sposób wyraźny przypomina też katolikom o obowiązku świętowania niedzieli. Obok godnego uczestnictwa w Mszy św. powinny ożyć na nowo także inne formy, jak adoracja eucharystyczna, czy procesje Bożego Ciała.
Eucharystia jest źródłem najwyższym wyrazem jedności Kościoła - przypomina Jan Paweł II. Papież podkreśla też, że celem Roku Eucharystycznego jest podkreślenie obecności chrześcijan w świecie, natomiast wiernych w diecezjach i parafiach ma uwrażliwić na nędzę w świecie i okazywanie większego braterstwa wobec potrzebujących pomocy.
Konkretnie papież wskazuje na "dramat głodu, jaki dotyka setki milionów ludzi, choroby nękające kraje Trzeciego Świata, samotność ludzi starych, bezrobocie i problemy migrantów.

W wigilię Niedzieli Miłosierdzia: świadectwo ks. Konrada Krajewskiego

thumb_ks_konrad_krajewski2Kiedy umarł Ojciec Święty, chodziłem po korytarzach watykańskich, wypełniając nadal swoją funkcję ceremoniarza i płakałem. Chyba pierwszy raz w moim dorosłym życiu nie wstydziłem się łez. Ale były to łzy nad samym sobą:
– że nie jestem taki jak On,
– że nie jestem świętym kapłanem,
– że nie jestem całkowicie oddany Panu Bogu,
– że nie jestem po prostu Totus Tuus.

To niesamowite. Miliony ludzi są przekonane, że znały Jana Pawła II z bliska – że znały Go osobiście. Kiedy cierpiał, odchodził, umierał, świat się zatrzymał, zapłakał, przyklęknął. I nie dziwię się temu. Bo Papież reprezentował Boga całym sobą. Dlatego ludzie tak bardzo się spieszyli, aby się z Nim spotkać. Bo kto do Niego przychodził, spotykał Chrystusa. Oto tajemnica Jego świętości – całym sobą reprezentować Boga.

Proces przygotowujący orzeczenie świętości to nic innego, jak świadectwo wielu osób o tym, że Jan Paweł II wybrał Boga, że ogołocił samego siebie z tego wszystkiego, co nie jest Bogiem, że zrezygnował ze swojej woli, ze swych słabości, skłonności, kaprysów, fantazji… Że uczynił z siebie wielkiego niewolnika Boga, stając się w ten sposób całkowicie wolnym, pełnym obecności Bożej.

Swój dzień najczęściej zaczynał od leżenia krzyżem w prywatnej kaplicy. Sam na sam z Bogiem. Doskonale rozumiał, że między przedsionkiem a ołtarzem muszą płakać kapłani, słudzy Pańscy! Muszą mówić: Przepuść, Panie, ludowi Twojemu (por. Jl 2, 17). Dzień rozpoczynał zawsze od adoracji. Bycie z Chrystusem postawił w centrum swoich codziennych zajęć i posług. Był po prostu umówiony z Nim każdego dnia. Ponieważ postawił modlitwę w samym centrum, potrafił radzić sobie z najbardziej wypełnionym programem dnia, a każdy z nich był na większą chwałę Boga. Widzieliśmy to w Krakowie na Wawelu podczas ostatniej wizyty w Polsce. Papież, jak każdy kapłan każdego dnia, potrzebował rozmawiać z Tym, którego reprezentuje. Nie przejmował się tym, że media nie znoszą ciszy. Poprosił nas o brewiarz i modlił się słowami psalmów, których także używał Jezus. Rozważał słowa Pisma Świętego przeznaczone na dany dzień. Tak było podczas wielu podróży apostolskich. Zawsze znajdował czas na prywatna rozmowę z Bogiem. Zanim rozmawiał z ludźmi, najpierw napełniał się Bogiem!

Wspominam ostatnią procesję Bożego Ciała, której przewodniczył Jan Paweł II, a właściwie tylko jeden z momentów tej celebracji.

Papież już nie chodził. Wraz z arcybiskupem Marinim pomogliśmy Ojcu Świętemu zająć miejsce na platformie specjalnie przygotowanego samochodu. Na klęczniku, w monstrancji, znajdował się Najświętszy Sakrament. Ruszyliśmy ulicą Merulana w kierunku Bazyliki Matki Bożej Większej. W pewnym momencie Papież opuścił rękę i dał znak, by się zbliżyć. Powiedział po polsku: chciałbym uklęknąć. Byłem tak zaskoczony tą prośbą, że zupełnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Zdawałem sobie sprawę, że fizycznie jest to niemożliwe. Z wielką delikatnością i drżącym głosem mówiłem, że samochód bardzo trzęsie i będzie trudno uklęknąć. W odpowiedzi usłyszałem dobrze mi znane: mmm… Jednak kiedy byliśmy na wysokości Uniwersytetu Antonianum, Papież powtórzył jeszcze raz: chcę uklęknąć. Nieśmiało i z wielką trudnością powiedziałem, że lepiej jeszcze trochę poczekać, że może jak będziemy bliżej Bazyliki. I znów pojawiło się znajome: mmm

Ojciec Święty zwracał się na ogół do arcybiskupa Mariniego, byłem więc tym bardziej zaskoczony, że do mnie kierował tę prośbę. Kiedy byliśmy już na wysokości kościoła Redemptorystów, powiedział stanowczo i głośno, tak, by zrozumiał nawet ksiądz z miasta Łodzi: tu jest Chrystus! Proszę! Nie odważyłem się już sprzeciwić. Arcybiskup Marini domyślił się, o co chodzi. Przecież od ponad 20 lat znał dobrze Papieża. Spojrzeliśmy na siebie i bez słowa zaczęliśmy pomagać Ojcu Świętemu, żeby mógł uklęknąć. Z wielką trudnością trzymał się oburącz klęcznika, na którym stała monstrancja. Trwało to tylko kilkanaście sekund, choć wydawało mi się, że cały wiek. Musiał natychmiast z powrotem usiąść, bo kolana nie były już w stanie utrzymać ciała w pokornym skłonie. Ojciec Święty był w stroju liturgicznym, w długiej kapie, co dodatkowo utrudniało wykonanie tej czynności – zarówno dla Papieża, jak i dla nas.

Uczestniczyliśmy z Mistrzem Celebracji Papieskich w wielkim świadectwie wiary. Choć ciało było już słabe, a cierpienie nie do zniesienia, to jednak wiara pozostawała silna i zawsze gotowa do składania świadectwa. Na nic podpowiedzi, że taki gest jest już niemożliwy i nawet ryzykowny. Kiedy jest się przed Bogiem, trzeba zawsze być pokornym. I nawet kiedy ciało odmawia już posłuszeństwa, powinno razem z sercem taką właśnie postawę wyrażać.

Na godzinę przed rozpoczęciem egzekwii, arcybiskupi Dziwisz i Marini zakryli twarz Papieża jedwabną chustą, jakby na znak, że całe Jego życie zostało już zasłonięte i ukryte w Bogu. Tak o tym geście mówi odmawiana wtedy modlitwa:

Jego oblicze,
w którym zabrakło światła tego świata,
niech będzie opromienione zawsze prawdziwym światłem,
które w Tobie ma niewyczerpane źródło.

Jego oblicze,
które poznawało Twoje drogi,
by ukazywać je Kościołowi,
niech zobaczy teraz Twoją Ojcowską Twarz.

Jego oblicze,
które zostaje ukryte przed naszym wzrokiem,
niech kontempluje Twoje Piękno
i poleca całą Owczarnię Tobie, Wieczny Pasterzu,
który żyjesz i królujesz przez wszystkie wieki wieków.

Podczas zakrywania twarzy Papieża stałem przy trumnie, trzymając Ewangeliarz. Jan Paweł II nie wstydził się Ewangelii. Ona porządkowała całe Jego życie. Miał Ją nieustannie w pamięci. Według Niej żył. Zgodnie z Nią rozwiązywał wszystkie problemy świata i Kościoła. To według Niej urządził całe swoje życie wewnętrzne i zewnętrzne.

Zupełnie nie pamiętam, co myślałem, kiedy niosłem Ewangeliarz przed papieską trumną. Chciałem jedynie go nieść godnie. Tak jak się niesie najważniejszą Księgę swojego życia. Księgę życia Jana Pawła II.

Tę najważniejszą Księgę świata kładłem na Jego trumnie, czując, że nie jestem godzien czynić tego gestu. Czułem się mały i grzeszny. Prosiłem Pana Boga, bym mógł ją nieść w moim życiu tak, jak to czynił Jan Paweł II. I żebym jej nigdy nie zamknął.

Od czasu odejścia Ojca Świętego do domu Ojca, każdego dnia o godzinie 15. chodzę spowiadać do kościoła Ducha Świętego in Sassia. To godzina miłosierdzia… Kościół wypełnia się śpiewem Koronki do Miłosierdzia, po niej jest Droga Krzyżowa. Zdarzyło mi się wielokrotnie sugerować wielu osobom, by poszli do Grot Watykańskich i polecili swoje problemy Bogu za pośrednictwem Jana Pawła II, ponieważ On pokazał nam, jak można przezwyciężać samego siebie. Pokonywał cierpienia własnego ciała. Kiedy ukazywał się w oknie – choć przecież nie mógł już mówić – wszyscy dobrze wiedzieliśmy, co nam chciał powiedzieć. Gdy z trudnością podnosił drżącą dłoń, natychmiast czyniliśmy znak krzyża. Bo On nam zawsze błogosławił. Wiele osób mi wtedy odpowiadało: ale ja właśnie przychodzę od grobu Jana Pawła II i dlatego się spowiadam, nie wiedząc, że o tej godzinie można przyjść do spowiedzi. Widząc światełko w konfesjonale, zrozumiałem, że jest to moja godzina miłosierdzia.

Poprzez liturgiczną posługę przy Ojcu Świętym także i moje życie – jako człowieka i jako kapłana – zupełnie się zmieniło. Papież uczył nas, że prawdziwym przyjacielem jest ten, dzięki któremu staję się lepszy. Pamiętając o tym, mogę powiedzieć, że Jan Paweł II był i jest moim Przyjacielem.


ks. Konrad Krajewski
Ceremoniarz Papieski

27 kwietnia-święta Zyta , dziewica


Zyta urodziła się w Monsgrati koło miasta Lucca, około 1218 r. Jej rodzice byli biednymi wieśniakami. Nie zostawili swoim dzieciom żadnego majątku, bo go nie posiadali, ale za to zapewnili im głęboko religijne wychowanie. Ponieważ dom nie mógł wyżywić dzieci, Zyta już w dwunastym roku życia musiała iść na służbę do zamożnej rodziny Fatinellich. Jej pan był nerwowy i surowy wobec służby. Pani domu była natomaist wiecznie niezadowolona i bardzo wymagająca. Zyta potrafiła zdobyć się na heroizm, by dać z siebie wszystko, na co ją było tylko stać, gdyż dom Fatinellich traktowała jako świętą Rodzinę: św. Józefa widziała w swoim panu, Najświętszą Pannę Maryję - w pani, a ich dzieci jako Pana Jezusa. Tak więc wszystkie swoje służebne, ciężkie obowiązki kierowała do: Jezusa, Maryi i św. Józefa. Cicha, sumienna, pracowita, uprzejma, prowadziła życie surowe. Kiedy jeszcze cała służba spała, Zyta zrywała się przed świtem i cicho, aby nikogo nie budzić, biegła do kościoła, który był tuż przy domu Fatinellich, by wysłuchać codziennej Mszy świętej i by przyjąć Pana Jezusa w Komunii świętej.
Z biegiem lat swą cichością zdobyła serca domowników. Chlebodawcy oddali w jej ręce całą administrację i opiekę nad służbą domową. To wywołało do niej niechęć ze strony służby. Zazdroszczono jej wyróżnienia. Zyta jednak potrafiła tych prostych, często nieokrzesanych ludzi, pozyskać swoją dobrocią, zatroskaniem o ich potrzeby, gotowością wyręczenia ich w potrzebie i słodyczą serca.
Większość dni w roku pościła o chlebie i wodzie. Sypiała na gołej ziemi. Latem i zimą chodziła bez obuwia. Po śmierci znaleziono ją opasaną grubym sznurem, który wrósł w jej ciało. Była niezwykłej urody, ale napastowana przez mężczyzn umiała okazać odwagę. Napadnięta pewnego dnia przez pewnego rozpustnika, zostawiła mu na twarzy i rękach długo nie zagojone rany. Kiedy jeden ze sług pozwalał sobie wobec niej na bezwstydne żarty, zagroziła, że będzie zmuszona ten dom opuścić i pójść gdzie indziej. Gospodarze, nie chcąc stracić tak cennej pomocy w domu, wydalili niepoprawnego zuchwalca.
Zyta wyróżniała się również uwrażliwieniem na niedolę bliźnich. Wszystkie swoje skromne oszczędności rozdawała potrzebującym. Nikt jej domu nie opuścił głodny. Żywoty Zyty informują, że Pan Bóg często wynagradzał jej miłosierdzie cudami. Zapisano je przy zastosowaniu formalności notarialnych. Zyta była obdarzona także darem kontemplacji i ekstaz.
Zmarła po krótkiej chorobie 27 kwietnia 1272 r., po 42 latach służby w jednym domu. Jej pogrzeb stał się prawdziwą manifestacją. Uważana za Świętą została pochowana nie na wspólnym cmentarzu, ale w kościele Św. Frediana w Lucca, do którego tak często chodziła. Pan Bóg potwierdził jej świętość cudami. Jeszcze w roku 1652 w czasie przeprowadzania jej procesu kanonizacyjnego znaleziono jej ciało nienaruszone rozkładem. Do katalogu świętych wpisał ją uroczyście papież Innocenty XII w roku 1696. Papież Pius XI ogłosił ją patronką miasta Lucca i służby domowej (1935). Jest czczona także jako patronka ubogich dziewcząt.

W ikonografii św. Zyta przedstawiana jest z dzbanem, w którym woda przemieniła się w cudowny sposób w wino. Bywa ukazywana w fartuchu pełnym kwiatów, w które zamienił się chleb niesiony ubogim.
Moje ulubione miejscowości w Polsce to:
-Wadowice,
-Licheń,
-Kraków,
-Poznań one są dla mnie najważniejsze do tych trzech pierwszych bardzo chce jechać to jest moje największe marzenie żeby w tym roku jechać a prawdopodobnie się te marzenie spełni

3maja NMP Królowa Polski główna patronka Polski


Tytuł Matki Bożej jako Królowej narodu polskiego sięga drugiej połowy XIV wieku: Grzegorz z Sambora nazywa Maryję Królową Polski i Polaków. Teologiczne uzasadnienie tytułu "Królowej" pojawi się w XVII wieku po zwycięstwie odniesionym nad Szwedami i cudownej obronie Jasnej Góry, które przypisywano wstawiennictwu Maryi. Wyrazicielem tego przekonania Polaków stał się król Jan Kazimierz, który 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej przed cudownym obrazem Matki Bożej Łaskawej obrał Maryję za Królową swoich państw, a Królestwo Polskie polecił jej szczególnej obronie. W czasie podniesienia król zszedł z tronu, złożył berło i koronę, i padł na kolana przed wielkim ołtarzem. Zaczynając od słów: "Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico" ogłosił Matkę Bożą szczególną Patronką Królestwa Polskiego. Przyrzekł szerzyć Jej cześć, ślubował wystarać się u Stolicy Apostolskiej o pozwolenie na obchodzenie Jej święta jako Królowej Korony Polskiej, zająć się losem ciemiężonych pańszczyzną chłopów i zaprowadzić w kraju sprawiedliwość społeczną. Po Mszy świętej, w czasie której król przyjął również Komunię świętą z rąk nuncjusza papieskiego, przy wystawionym Najświętszym Sakramencie odśpiewano Litanię do Najświętszej Maryi Panny, a przedstawiciel papieża odśpiewał trzykroć, entuzjastycznie powtórzone przez wszystkich obecnych nowe wezwanie: "Królowo Korony Polskiej, módl się za nami".
Choć ślubowanie Jana Kazimierza odbyło się przed obrazem Matki Bożej Łaskawej we Lwowie, to jednak szybko przyjęło się przekonanie, że najlepszym typem obrazu Królowej Polski jest obraz Pani Częstochowskiej. Koronacja obrazu papieskimi koronami 8 września 1717 roku ugruntowała przekonanie o królewskości Maryi. Warto dodać, że Jan Kazimierz nie był pierwszym, który oddał swoje państwo w szczególną opiekę Bożej Matki. W roku 1512 gubernator hiszpański ogłosił Matkę Bożą szczególną Patronką Florydy. W roku 1638 król francuski, Ludwik XIII, osobiście i uroczyście ogłosił Matkę Bożą Niepokalanie Poczętą Patronką Francji.
Niestety śluby króla Jana Kazimierza nie zostały od razu spełnione. Dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Episkopat Polski zwrócił się do Stolicy Apostolskiej o wprowadzenie święta dla Polski pod wezwaniem "Królowej Polski". Papież Benedykt XV chętnie do tej prośby się przychylił (1920). Biskupi umyślnie zaproponowali Ojcu świętemu dzień 3 maja, aby podkreślić łączność nierozerwalną tego święta z sejmem czteroletnim, a zwłaszcza z uchwaloną 3 maja 1791 roku pierwszą konstytucją polską.
Dnia 31 października 1943 roku papież papież Pius XII dokonał poświęcenia całej rodziny ludzkiej Niepokalanemu Sercu Maryi. Zachęcił równocześnie wielki papież, aby tegoż aktu oddania się dopełniły wszystkie chrześcijańskie narody. Episkopat Polski uchwalił, że dnia 7 lipca 1946 roku aktu poświęcenia dokonają wszystkie katolickie rodziny polskie; dnia 15 sierpnia - wszystkie diecezje, a dnia 8 września tegoż roku cały naród polski. Na Jasnej Górze zebrało się ok. miliona pątników z całej Polski. W imieniu całego narodu i Episkopatu Polski akt ślubów odczytał uroczyście kardynał August Hlond.
W roku 1945 Episkopat Polski, pod przewodnictwem kardynała Augusta Hlonda, na Jasnej Górze odnowił akt poświęcenia się i oddania Bożej Matce. Ponowił też złożone przez króla Jana Kazimierza śluby. W uroczystości tej brała udział milionowa rzesza wiernych. W przygotowaniu do tysięcznej rocznicy chrztu Polski (966-1966), w czasie uroczystej "Wielkiej Nowenny", na apel prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego, cała Polska ponownie oddała się pod opiekę Najświętszej Maryi, Dziewicy-Wspomożycielki. 26 sierpnia 1956 roku Episkopat Polski dokonał aktu odnowienia ślubów jasnogórskich, które przed trzystu laty złożył król Jan Kazimierz. Prymas Polski był wtedy w więzieniu. Symbolizował go pusty tron i wiązanka biało-czerwonych kwiatów. Po sumie pontyfikalnej odczytano przez prymasa ułożony akt odnowienia ślubów narodu. W odróżnieniu od ślubowań międzywojennych akt ślubowania dotykał bolączek narodu, które uznał za szczególnie niebezpieczne dla jego chrześcijańskiego życia. 5 maja 1957 r. wszystkie diecezje i parafie oddały się pod opiekę Maryi. Finałem Wielkiej Nowenny było oddanie się w święte niewolnictwo całego narodu polskiego, diecezji, parafii, rodzin i każdego z osobna (1965), tak aby Maryja mogła rozporządzać swoimi czcicielami dowolnie ku ich większemu uświęceniu, dla chwały Bożej i dla królestwa Chrystusowego na ziemi. Dnia 3 maja 1966 roku prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, w obecności Episkopatu Polski i tysięcznych rzesz oddał w macierzyńską niewolę Maryi, za wolność Kościoła, rozpoczynające się nowe tysiąclecie Polski.
W 1962 r. Jan XXIII ogłosił Maryję Królowę Polski główną patronką kraju i niebieską Opiekunką naszego narodu.

Naród polski od wieków wyjątkowo czcził Maryję jako swoją Matkę i Królową. Bolesław Chrobry miał wystawić w Sandomierzu kościół pod wezwaniem Matki Bożej. Władysław Herman, uleczony cudownie, jak twierdził, przez Matkę Bożą, ku Jej czci wystawił okazałą świątynię w Krakowie "na Piasku". Król Zygmunt I Stary przy katedrze krakowskiej wystawił kaplicę (Zygmuntowską) ku czci Najśw. Maryi Panny, która jest zaliczana do pereł architektury renesansu. Bolesław Wstydliwy wprowadził zwyczaj odpra wiania Rorat w Adwencie. Jan Sobieski jako zawołanie do boju pod Wiedniem dał wojskom imię Maryi. Na tę pamiątkę papież bł. Innocenty XI ustanowił święto Imienia Maryi (obchodzone do dziś 12 września w rocznicę wiktorii wiedeńskiej). Maryja była także Patronką polskiego rycerstwa. Stefan Czarniecki przed każdą bitwą odmawiał Zdrowaś Maryja. Tadeusz Kościuszko szablę swoją poświęcił w kościele Matki Bożej Loretańskiej w Krakowie. Na palcu hetmana Stanisława Żółkiewskiego w czasie badania grobu znaleziono po wielu latach pierścień z napisem: Mancipium Mariae (własność Maryi).
Bardzo często także mieszczanie zdobili swoje kamienice wizerunkami Matki Bożej, by mieć w Niej obronę. Figury i obrazy ustawiano na murach obronnych, jak to jeszcze dzisiaj można oglądać w Barbakanie Krakowskim. Pod figurą Matki Bożej Niepokalanej, która stała we Lwowie nad Bramą Krakowską, był napis: Haec praeside tutus (pod Jej opieką bezpieczny). Bardzo wiele przydrożnych kapliczek poświęcano Maryi. Lud polski na Gromniczną święcił świece. Święto Zwiastowania nazywał Matką Bożą Wiosenną; w majowych nabożeństwach wypełniał kościoły; Matkę Bożą Wniebowziętą nazywał Zielną, bo niósł wtedy do poświęcenia dożynkowe wieńce ziela; siewy rozpoczynał z Matką Bożą Siewną (Narodzenie Matki Bożej). W wigilie, poprzedzające święta M. Bożej - pościł. Na piersiach noszono szkaplerz lub medalik Matki Bożej. Tyle pieśni religijnych ku czci Matki Bożej nie ma żaden naród w świecie, co naród polski.
Także polscy święci uznawali Maryję za swą szczególną Opiekunkę. Św. Wojciech uratowany jako dziecko z ciężkiej choroby za przyczyną Matki Bożej został ofiarowany na służbę Panu Bogu. Znana jest legenda o św. Jacku (+ 1257), jak wynosząc z Kijowa Najśw. Sakrament przed Tatarami usłyszał głos z figury: "Jacku, zabierasz Syna, a zostawiasz Matkę?". Figurę tę pokazują dzisiaj w kościele dominikanów w Krakowie. Ze śpiewem na ustach Salve Regina zginęli od Tatarów bł. Sadok i jego 48 towarzyszy (1260). Bł. Władysław z Gielniowa napisał Godzinki o Niepokalanym Poczęciu i kilka pieśni ku czci Matki Bożej. Bł. Szymon z Lipnicy miał według podania umieścić w swojej celi napis: "Mieszkańcze tej celi, pamiętaj, byś zawsze był czcicielem Maryi". W grobie św. Kazimierza znaleziono kartkę z własnoręcznie przez niego napisanym hymnem nieznanego autora Omni die dic Mariae (Każdego dnia sław Maryję). Św. Stanisław Kostka, zapytany z nagła, czy kocha Matkę Bożą, zawołał: "Wszak to Matka moja!". Chętnie o Niej mówił, Ona to zjawiła mu się w Wiedniu, dała mu na ręce Dziecię Boże i uzdrowiła go cudownie. Śmierć jego poznano po tym, że się nie uśmiechnął, kiedy wetknięto mu w ręce obrazek Matki Bożej. Uprosił sobie u Matki Bożej, że przeszedł do nieba z ziemi w samą Jej uroczystość, podobnie jak św. Jacek.
Na terenie Polski znajduje się kilkadziesiąt dużych i znanych sanktuariów maryjnych. Bardzo często Maryi poświęcano utwory literackie. Jako pierwszy utwór w języku polskim podaje się hymn Bogarodzica, napisany według większej części krytyków w wieku XIII, a według niektórych wywodzący się nawet z czasów św. Wojciecha. Od wieku XIV pojawiają się także w muzyce polskiej tłumaczenia sekwencji, hymnów i innych utworów gregoriańskich, liturgicznych. Powstają pierwsze pieśni w języku polskim. Od wieku XV pojawia się w Polsce muzyka wielogłosowa (polifonia). Od tego też wieku znamy kompozytorów, którzy pisali utwory ku czci Matki Bożej. Najdawniejsze polskie wizerunki Matki Bożej spotykamy już od wieku XI (Ewangeliarz Emmeriański, Ewangeliarz Pułtuski i Sakramentarium Tynieckie; figury i płaskorzeźby w kościołach romańskich). Największym i szczytowym arcydziełem rzeźby poświęconym Maryi jest ołtarz Wita Stwosza z lat 1477-1489, wykonany dla głównego ołtarza kościoła Mariackiego w Krakowie pt. Zaśnięcie Matki Bożej. Jest to arcydzieło na miarę światową, należące do unikalnych. W wielu polskich miastach istnieją kościoły zwane mariackimi - a więc poświęcone w sposób szczególny Maryi.