Pragnę służyć Panu jak najpiękniej On działa w moim życiu On ma jakieś dla mnie plany pewny projekt cały czas wypełniam Jego wole czym bardziej Go poznaje tym goręcej Go pragnę , spotykam Go wszędzie na ulicy , w Kościele podczas Mszy , na osobistym spotkaniu , w domu , w pracy praktycznie można powiedzieć że wszędzie . Wiem , że kiedy ćwierkają ptaszki czyli On daje znak, kiedy pada deszczyk to płacze , kiedy słońce świeci to On się znajduje w promieniach i patrzy na nas z góry KOCHAM GO bardzo

wtorek, 13 maja 2008

13 maja

Święto Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej

Dziś Fatima jest jednym z największych sanktuariów maryjnych świata. Rocznie odwiedza ją około 4 milionów pielgrzymów i turystów, przy czym największe nasilenie tego ruchu przypada na 13 maja i 13 października, w rocznicę rozpoczęcia i zakończenia objawień.

Na początku XX wieku Portugalię opanowała antykościelna propaganda. W 1908 r. Portugalia została ogłoszona republiką. Rozpoczął się okres gwałtownych prześladowań Kościoła. Rozwiązano wszystkie klasztory. Zakonników i zakonnice usunięto z ich dóbr i skonfiskowano majątki kościelne. Państwo domagało się prawa do wyznaczania wykładowców w seminariach. Zakazano publicznych uroczystości religijnych. 20 kwietnia 1911 r. weszła w życie ustawa o rozdziale Kościoła od państwa. Jej twórca, Alfonso Costa, oświadczył: "Dzięki temu prawu w ciągu dwóch pokoleń katolicyzm zostanie całkowicie usunięty z Portugalii" .

Niebawem wybuchła wojna. Wkrótce miała rozpocząć się rewolucja bolszewicka i programowe szerzenie ateizmu. Wszystko to przewidywał papież Benedykt XV. Dlatego opublikował list do całego świata chrześcijańskiego, w którym wezwał do pokoju i gorącej modlitwy za pośrednictwem Matki Miłosierdzia, a do Litanii Loretańskiej polecił dodać wezwanie: " Królowo Pokoju, módl się za nami!".

Te modły Kościoła nie pozostały bez echa. W 1916 r. na łące w dolinie Cova da Iria, 3 km od ubogiej portugalskiej wioski - Fatimy, anioł ukazał się trojgu dzieciom: 6-letniej Hiacyncie, jej o 2 lata starszemu bratu - Franciszkowi oraz ich kuzynce, 9-letniej Łucji. W ciągu trzech spotkań anioł przygotował dzieci na spotkanie z Maryją.

W następnym roku, tj. w 1917, a dokładnie 13 maja, w tym samym miejscu ukazała się Matka Boża. Prosiła te dzieci, aby przychodziły tam 6 razy z rzędu, każdego 13. dnia miesiąca. Pani z Nieba obiecała im, że w październiku powie, kim jest i czego od nich oczekuje. Zachęciła dzieci do codziennego odmawiania Różańca, aby wyprosić pokój dla świata. Cudowna Pani powiedziała dzieciom: "Nie bójcie się, nic złego wam nie zrobię. Jestem z Nieba. Chcę was prosić, abyście tu przychodziły co miesiąc o tej samej porze. W październiku powiem wam, kim jestem i czego od was pragnę. Odmawiajcie codziennie Różaniec, aby wyprosić pokój dla świata". Podczas drugiego objawienia, 13 czerwca, Maryja obiecała zabrać wkrótce do nieba Franciszka i Hiacyntę. Łucji powiedziała, że Pan Jezus pragnie posłużyć się jej osobą, by Maryja była więcej znana i kochana, by ustanowić nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca. Dusze, które ofiarują się Niepokalanemu Sercu Maryi, otrzymają ratunek, a Bóg obdarzy je szczególną łaską. Trzecie objawienie z 13 lipca przedstawiało wizję piekła i prośbę odmawiania Różańca.

Następnego objawienia 13 sierpnia nie było z powodu aresztowania dzieci. Piąte objawienie 13 września było ponowieniem prośby o odmawianie Różańca. Ostatnie, szóste objawienie dokonało się 13 października. Mimo deszczu i zimna w dolinie zgromadziło się 70 tys. ludzi oczekujących na cud. Cudem słońca Matka Boża potwierdziła prawdziwość swoich objawień. Podczas tego objawienia powiedziała: "Przyszłam upomnieć ludzkość, aby zmieniała życie i nie zasmucała Boga ciężkimi grzechami. Niech ludzie codziennie odmawiają Różaniec i pokutują za grzechy".

Odtąd Fatima staje się miejscem pielgrzymek. Ludzie budują kapliczkę, przychodzą tam codziennie, modlą się i śpiewają. Władze świeckie wydają jednak zakaz gromadzenia się w Cova da Iria, a nawet nasyłają zbirów, by kapliczkę wysadzić w powietrze. Wszelkie polecenia nieprzepuszczania nikogo do Fatimy są bezowocne. Wywołują skutek odwrotny. Na tak błyskawiczny rozwój czci Maryi w Fatimie wpłynęły liczne uzdrowienia, które się tam dokonały, a także fakt potwierdzenia przez Kościół autentyczności objawień w 1930 r.

Nowego znaczenia nabrała Fatima obecnie, po zamachu na Jana Pawła II, po zawierzeniu świata Niepokalanemu Sercu Maryi - dokonanego w łączności z wszystkimi biskupami świata 25 marca 1984 r. - oraz w konsekwencji gwałtownego upadku imperium komunistycznego i wkroczenia Rosji na drogę nawrócenia.

Z objawieniami w Fatimie wiążą się tzw. trzy tajemnice fatimskie. Pierwsze dwie ujawniono już kilkadziesiąt lat temu; ostatnią, trzecią tajemnicę, wokół której narosło wiele kontrowersji i legend, Jan Paweł II przedstawił światu dopiero podczas swojej wizyty w Fatimie w maju 2000 r. Sam Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał, że właśnie opiece Matki Bożej z Fatimy zawdzięcza uratowanie podczas zamachu dokonanego na jego życie właśnie 13 maja 1981 r. na Placu Świętego Piotra w Rzymie.

Miłosierne oblicze Chrystusa wobec grzeszności człowieka

Ukrzyżowanie

    Chrystus

    Chrystus przybijany do drzewa krzyża, pełen bólu i cierpienia. Ale nawet to wszystko nie przeszkadza Mu schylić się nad grzesznym człowiekiem. Twarz Chrystusa jest pełna smutku wobec naszej grzeszności, ale zarazem pełna przebaczenia i miłości "TWARZ MIŁOSIERNA". I oto w tym momencie Chrystus wypowiada słowa:
    "Ojcze, przebacz im, bo niewiedzą, co czynią"

    Osoby

  • Przybijający stopy Chrystusa
    Po wypowiedzeniu tych słów, przebijający nogi Chrystusa żołnierz spogląda na Chrystusa Miłosiernego widząc w Nim prawdziwe oblicze Boga. Ten, który przebija stopy Chrystusa, wiedząc jak musi być to bolesne, zamiast krzyku słyszy słowa pełne miłości i przebaczenia. W tym momencie przestaje przybijać Pana, a widząc nie przybitą jeszcze dłoń Chrystusa doń skierowaną, sam skruszony pragnie jej dotknąć, jakby na znak pojednania. Twarz jego jest pełna smutku, żalu i skruchy za swój uczynek wobec Chrystusa. Jest uosobieniem człowieka nawróconego, obdarzonego łaską Bożego Miłosierdzia.

  • Przybijający dłoń Chrystusa
    Żołnierz przybijający dłoń Chrystusa, stoi zaskoczony całą sytuacją i nie dowierzając temu wszystkiemu z wrażenia wypuszcza młot z ręki. Twarz jego jest pełna zadziwienia tym, jak piękne jest Miłosierdzie Pańskie. Taka sytuacja ukazuje człowieka w momencie zwrotnym, skłonego do nawrócenia, który wprawdzie trzyma jeszcze gwóźdź przybitej dłoni Chrystusa, ale druga dłoń już opuszcza młot na ziemię.

  • Pomocnik przybijającego dłoń Chrystusa
    Żołnierz przytrzymujący dłoń Chrystusa podczas jej przybijania podchodzi do tego wszystkiego z mieszanymi uczuciami. Jest zdezorientowany tą sytuacją i nie wie, co ma zrobić. Wprawdzie nadal trzyma dłoń Chrystusa, ale dzieje się tak pod wpływem strachu, gdyż widzi, co dzieje się u stóp Chrystusa. Twarz jego jest pełna przygnębienia, ale nie rozpaczająca, ponieważ to by go zdradziło i naraziło na kłopot. Ta postać uosabia człowieka bojącego się wyznania swojej wiary, ukazania swoich prawdziwych uczuć oraz wypowiedzenia na głos swoich przekonań. Człowiek taki jest pełen obaw przed szyderstwem, wyśmianiem czy znieważeniem przez drugą osobę.

  • Pomocnik przybijającego stopy Chrystusa
    Osoba przytrzymująca nogi Chrystusa jest zbulwersowana tą sytuacją i przez złość i gniew, krzykiem bluźni w stronę Chrystusa, ale nie używa przemocy. Twarz jego jest twarda i pełna zagniewania. Ten typ człowieka jest uosobieniem ludzi złośliwych i szukających zwady, zatwardziałych w sercu. Tacy ludzie będący z zewnątrz twardzi i bezwzględni są słabi wewnętrznie i nieradzący sobie z samym sobą.

  • Żołnierz odciągający przybijającego stopy.
    Żołnierz ten wściekły na fakt nawrócenia żołnierza przybijającego stopy, za wszelką cenie chce odciągnąć go od Chrystusa. Twarz pełna złości i zazdrości wobec szczęścia nawróconego, gdyż nie jest to zgodne z jego przekonaniami. Taki człowiek to uosobienie ludzi przeciwnych Kościołowi Świętemu.

  • Żołnierz z biczem
    Znajdujący się po prawej stronie żołnierz z biczem jest agresywny i pełen nienawiści, gdy widzi cud Bożego Miłosierdzia. Twarz jego jest pełna wściekłości, nienawiści i gniewu. Jest on uosobieniem antychrysta, osoby agresywnej i niebezpiecznej dla każdego człowieka, który został przecież stworzony na podobieństwo Boga.

  • Żołnierz z włócznią
    Po lewej stronie widzimy żołnierza z włócznią, którą już niedługo przebije bok Chrystusowy. Twarz jego jest znudzona, zobojętniała, nieczuła. Jest on uosobieniem ludzi bez poczucia własnej wartości, podatnych na wpływ innych osób, obojętnych, nie widzących potrzeby obrania właściwej drogi.

  • Piłat
    W lewym dolnym rogu jest Piłat pisze dokument winy Chrystusa, za którą On ponosi śmierć, a który ma być wywieszony nad ukrzyżowanym Chrystusem. Na dokumencie widnieje już napis "Iesus Nazaretaus rex Iudaeorum". Twarz jego pełna jest powagi i zdecydowania, pewna siebie. Jest to uosobienie ludzi zatwardziałych w swoich racjach, które nie zawsze muszą być słuszne. Ludzi podejmujących decyzje i nie cofających ich pomimo niesłuszności.

    Sceny

  • Żołnierze rzucający losy o szatę Chrystusa
    Scena ta, umieszczona w lewym górnym rogu, ukazuje żołnierza "zwycięzcę" z uniesioną w górę tuniką oraz trzech "przegranych" żołnierzy, z których jeden gratuluje "zwycięzcy" poklepując go po ramieniu, drugi oddaje cześć "zwycięzcy", a trzeci odchodzi jako "przegrany". Sytuacja ta ukazuje jak w nieszczęściu drugiego człowieka ludzie potrafią być nieczuli i bezduszni. Łupią ostatnią rzecz, której brak ogołaca takiego człowieka z wszelkiej godności. I tak:
    - pierwszy zadowolony z łupu człowieka ubogiego skazanego na śmierć - PYCHA;
    - drugiemu nie udało się zdobyć tuniki, ale chce się przypodobać "zwycięzcy" by mieć z tego choćby mały zysk - DWULICOWOŚĆ;
    - trzeci oddaje hołd "zwycięzcy", popierając go w tym co czyni, ale myśli że następnym razem on zostanie "zwycięzcą" - PUSTY HONOR I DUMA;
    - czwarty żołnierz, nic nie zyskawszy, odchodzi zawiedziony, by szukać zysku gdzie indziej. Trzyma on w ręku szatę Chrystusa, wcześniej podzieloną między nich czterech - CHCIWOŚĆ.

  • Najbliżsi Chrystusa i żołnierz
    Matka Najświętsza - matka bolesna w płaczu zakrywa twarz by nie pogłębiać się w rozpaczy wywołanej Męką Syna. Nieskończona matczyna miłość do swoich dzieci.
    Maria siostra Matki Bożej - kobieta pocieszająca, podnoszący na duchu, pełna wiary i nadziei (nie rozpaczająca). Jest uosobieniem siostry zakonnej.
    Św. Jan - apostoł, będący jako jedyny przy Matce Bożej, obejmujący Ją i pocieszający na duchu. Uosobienie człowieka odpowiedzialnego, odważnego, pocieszającego innych. Takiego jak misjonarze.
    Maria Magdalena - przyjaciółka Chrystusa, rozpaczająca, schylona twarzą ku ziemi. Prawdziwa przyjaciółka niezważająca na nic, co by mogło przeszkodzić w miłości do przyjaciela. Jest osobą wierną i oddaną, na której można zawsze polegać. Jest uosobieniem papieża Jana Pawła II.
    Pilnujący żołnierz - osoba niezważająca na tragedię rodziny, zainteresowana bardziej widowiskową tragedią ukrzyżowania Chrystusa. Ten typ charakteryzuje gapiów, ludzi bezdusznych, obojętnie postrzegających tragedie innych.


    Detal: Hizop i misa z octem i mirrą.

    Jest to gorycz i ból, na które w każdym momencie może się natknąć każdy z oprawców Chrystusa.
    "A On ich do końca umiłował"

Cierpienie drogą zbawienia w Jezusie Chrystusie

Często zadawanym przez ludzi pytaniem jest to dlaczego dobry Bóg pozwala na cierpienie swoich dzieci. Przecież ból, choroba, strach i śmierć na co dzień dotykają ludzkość. I dzieje się tak ze wszystkimi: z tymi, którzy są Jemu najbliżsi i z tymi którzy żyją z dala od Niego. Jednak Pismo jasno wyjaśnia nam tę sprawiedliwą zależność cierpienia wobec całej ludzkości: "A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych." (Mt 5,44-45)

Musimy pamiętać, że wszelkie zło i to co od niego pochodzi dotyka człowieka przez grzech pierworodny, owoc poznania dobra i zła. Człowiek sięgając po ten owoc, skosztował go i poznał smak słodyczy i goryczy, dobra i zła. Owoc to spójna całość, dlatego człowiek kosztuje owoce dobrego, którymi są szczęście i radość, ale także zdaje się mu kosztować owoce złego - cierpienie i smutek. Wolny wybór człowieka jest przejawem nieskończonej miłości Boga do istoty ludzkiej, gdyż Bóg miłuje nas nadto aby mógł nas ograniczać w naszych wyborach i decyzjach. Dar tej wolności staje się konsekwencją naszego życia w rzeczywistości dobra i zła, abyśmy Jego wybrali decyzją nieprzymuszoną, a wolną: "Po czym Pan Bóg rzekł: "Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki" (Rz 3,22)

Od tamtej chwili człowiek postawiony w obliczu śmierci poznaje świat poprzez pryzmat dobra i zła. Jednak dobry i miłosierny Bóg nie pozostawia ludzkości w zatraceniu przez śmierć, ale zawiera z nim przymierze. Tablice dekalogu które od Boga otrzymał Mojżesz stały się [prawem] sprawiedliwości na ziemi, a surowość tego prawa stała się nauką dla ludzi, aby mogli stanąć w prawdzie i zidentyfikować co jest prawe, a co niegodne człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga: Pan rzekł do Mojżesza: "Wstąp do Mnie na górę i pozostań tam, a dam ci tablice kamienne, Prawo i przykazania, które napisałem, aby ich pouczyć". (Wj 24,12)

Człowiek w swej słabości nie udźwignął brzemienia Prawa Bożego i dopuszczał się nieprawości wobec Pana, więc łaskawość Jego sięgnęła zenitu gdyż dopełnił Pan obietnicy: To mówi Pan: "Znajdzie łaskę na pustyni naród ocalały od miecza; Izrael pójdzie do miejsca swego odpoczynku. Pan się mu ukaże z daleka: Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość. Znowu cię zbuduję i będziesz odbudowana, Dziewico-Izraelu! Przyozdobisz się znów swymi bębenkami i wyjdziesz wśród tańców pełnych wesela (...)". (Jr 31,3)

Łaskawy Bóg pełen miłości posłał swego Syna do swego ludu, pomiędzy grzech i grzeszących. Zawarł wieczne przymierze ze swoim ludem przez swego Syna, który na siebie przyjął całe cierpienie pochodzące z grzesznych serc ludzkich. Syn Człowieczy przyjął wszelką niegodziwość ludzką i grzech wszelki. Ten który jest czysty i dobry przyjął na siebie wszystko to co słabe i grzeszne, lecz nie uległ pokusie złego, a przyjął wolę Ojca. Ten, który równy Bogu, dźwignął krzyż cierpienia i szedł z nim aby na nim zawisnąć i umrzeć aby dać świadectwo swej jedności z ludem pełnym wiary i objawić mu prawdę Bożego zmartwychwstania: "W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy." (1 J 4,10)

Przez krzyż i mękę Jego otrzymujemy życie wieczne, a łaska Miłosierdzia Bożego obficie wylała się na lud pełen wiary, pokładający w Nim nadzieję: "A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony." (J 3,14-17)

Tak więc wiara w Syna Bożego daje nam moc zbawczą jednak wola pojednania z Bogiem obmywa nas z grzechu gdyż Bóg nie uczyni człowiekowi niczego wbrew jego woli. Dlatego przez zatwardziałość serc ludzkich nadal na ziemi trwa zło, ale Bóg wspominając na przymierze swojego Syna daje swemu ludowi nadzieje i wiarę że miłość przezwycięży grzech tak jak Chrystus zwyciężył śmierć poprzez swoje zmartwychwstanie, a wiara w Niego daje nam życie wieczne: "A Duch i Oblubienica mówią: "Przyjdź!" A kto słyszy, niech powie: "Przyjdź!" I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie, kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie." (Ap 22,17).

Odnosząc się do dzieła zbawienia, należy wgłębić się w istotę cierpienia gdyż właśnie ona w postaci Chrystusa Ukrzyżowanego stała się bramą miłosierdzia prowadzącą do Królestwa Niebieskiego. Ludzkość musi zrozumieć, że cierpienie nie jest karą za grzechy, lecz jest skutkiem grzechu za który wraz z cierpiącym Jezusem musimy brać odpowiedzialność, gdyż mocą sakramentalnej jedności przyjmujemy wolę naszego Ojca, którego to wolą jest droga zbawienia w Jezusie Chrystusie: "Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?"" (J 11,25-26)

Dlatego szukając oblicza Boga, powinniśmy znajdywać go również wśród cierpiących, chorych, głodnych i ubogich, strapionych i smutnych, a w szczególności odnajdujemy Go wśród ludzi grzesznych, gdyż Bóg nakłania do nawrócenia tych, którzy trwają w grzechu: "Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! - mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna." (Iz 1,18)

Każdy z nas, kto pragnie iść drogą prowadzącą do wiecznego zbawienia w Jezusie Chrystusie, musi iść za Nim drogą Krzyża, "a w nią wpisane jest cierpienie". Ale na tej drodze nie pozostajemy sami- jest z nami Chrystus: "Odpowiedział mu Jezus: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście"." (J 14,6)

Zgłębiając istotę cierpienia w zbawczym dziele Syna Bożego, widzimy że grzech jest cierpieniem nie tylko dla Boga ale i dla samego człowieka. Ten kto pozostaje w grzechu prowadzi samego siebie do zguby, gdyż grzech można porównać do choroby, która długo rozwija się w utajeniu, aby dokonać zniszczenia. Podobnie też człowiek żyjący w grzechu, zagłębia się w nim żyjąc w nieświadomości jego zatracenia, ale przychodzi czas gdzie grzech, którym karmił się człowiek staje się chorobą śmiertelną dla jego duszy, a nierzadko i ciała: "Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć." (Jk 1,15)

Dla żyjących w grzechu jest tylko jeden ratunek - Jezus Chrystus, nasz Pan - Syn Boży pełen miłosierdzia! "Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości." (1 J 8-9)



MĄŻ BOLEŚCI

"Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego
winy nas wszystkich."
Iz 53,3-6

Zaufajmy Chrystusowi!


Zaufać Chrystusowi? Ale jak?
Aby móc komuś zaufać, trzeba go wpierw poznać. Tak samo jest z Chrystusem. By móc Go poznać musimy otworzyć nasze umysły, wolę i ideały wobec Jego Osoby. Musimy od siebie wymagać i kroczyć z zapałem przez życie w łączności z Nim, i ze wzrokiem skierowanym ku przyszłej rzeczywistości, która może być piękna, jeśli tylko zechcemy ją kształtować z Chrystusem.
Ponownie nasuwa się pytanie: Kim On jest? Odpowiedź zależy przede wszystkim od naszej postawy wewnętrznej. Odkrywanie Jezusa angażuje całą egzystencję. Nie lękajmy się Go! On nas nie poniża, nie odbiera wolności! On po to się narodził, aby nas całkowicie wyzwolić! Chrystus to nasz Wybawiciel, Odkupiciel, najprawdziwszy Przyjaciel, nasz Brat. Stał się jednym z nas, bowiem doświadczył naszej kruchości, słabości i chwiejności. Tak, jak nas dosięga zdrada najbliższych, tak i On jej doświadczył z jeszcze większą goryczą, bo przez cierpienie aż do śmierci. Tylko Chrystus złożył siebie w ofierze Ojcu w celu naszego wyzwolenia.
Czyż możemy pozostać obojętni na Jego Miłość?! Czyż możemy pozostać obojętni wobec naszego Odkupiciela?! Nie bójmy się, bo nie ma czego się lękać. Miłość wprowadza pokój, którego tak bardzo nam brakuje. Zawierzenie Chrystusowi wzbogaci nasze życie. Kochajmy Chrystusa! Życie z Nim - ożywione i użyźnione przez sakramenty (sakrament pokuty i pojednania oraz Eucharystię) - jest najwspanialszą przygodą. On na nas czeka... nieustannie. Zawsze będzie pukał do drzwi naszego serca. Możemy Go zaprosić, lub nie. Jeśli będziemy trwać niewzruszenie - w naszym życiu mogą zajść zmiany tylko na gorsze. Jeśli natomiast powierzymy Mu nasze życie - On przemieni je i uczyni najpiękniejszą przygodą. Ci, którzy twierdzą, że życie z Jezusem jest nudne, mylą się i to bardzo. Nie zabraknie w nim dreszczyku emocji. Bo zabraknąć nie może chociażby z tego względu, iż kroczenie za Panem jest nieustającą walką człowieka z mocami ciemności. Spójrzmy na Jezusa. Czy Jego życie było nieciekawe? Wokół jego Osoby zbierały się tłumy, wybuchały skandale... zawsze coś się działo. A On zarażał swą PASJĄ MIŁOŚCI tych, którzy Mu się oddali. Pośród "burz", jakie wywoływali i nadal wywołują Jego przeciwnicy niezmiennie trwa - On: Jezus, źródło MIŁOŚCI. Odnówmy więc nasze życie i świat w Chrystusie!

Jaką mamy pewność, że Bóg istnieje?

Nie znajdziemy na ziemi narodu, jakiejkolwiek grupy ludzkiej, a nawet szczepu, w którym nie powstałoby pytanie, natury czysto egzystencjalnej wpisane w naturę samego człowieka, o wiarę: czy istnieje jakaś wyższa istota duchowa ponad nami, czy też forma inna unosząca się ponad inną - ponad wymiarem czysto ludzkim? Dotyczy to też plemion oraz szczepów naprawdę o wymiarze prymitywnym, znajdujących się z dala nawet od cienia prądu cywilizacji, z którą nigdy dotąd jeszcze się nie zetknęły - z formą innej kultury, a tym bardziej EWANGELII. Każdy człowiek ma wpisane w swoją naturę umysłową zdolność wyciągania wniosków o istnieniu niewidzialnego STWÓRCY, bazując na obserwacjach potęgi i bezmiaru JEGO dzieła i stworzenia, do którego zaliczamy się również my - ludzie.

Gdy widzimy rower czy jakąś rzeźbę wiemy, że ktoś ją wykonał, podobnie też rzecz ma się z wiarą. Oglądając wykonane dzieła boże takie jak skały, źródła wodne, roślinność, niebo, człowieka itp., mamy wewnątrz siebie świadomość, że ktoś lub coś je stworzył, a są one niewątpliwie dziełem wielkiego budowniczego świata, jakieś wielkiej siły w NIM spoczywającej, odbiciem jego potęgi. Dla chrześcijan biblia daje jasna odpowiedź na takie wątpliwości, mówi, że tym kimś jest BÓG SWORZYCIEL, że też dzieło jego rąk jest świadectwem JEGO NIEZRÓWNANEJ POTĘGI. Wystarczy zajrzeć do księgi rodzaju by poczytać wspaniały opis stworzenia świata i człowieka oraz do Listu do Rzym 1.20, gdzie wyraźnie jest widoczne potwierdzenie moich dotychczasowych tez.

List do Rzymian 1, 19-20
"To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. (20) Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy."

Świadczy to niezbicie o tym, że człowiek odgórnie już przeznaczony jest na poznawanie BOGA poprzez naturalne skłonności. Przyjrzyjmy się też na akt stworzenia świata, w którym widać cudowną moc bożego zarysu, co zostało przepięknie napisane w księdze Rodzaju 1:

"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.

A potem Bóg rzekł: Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich! Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi.

A potem Bóg rzekł: Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha! A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem. Bóg widząc, że były dobre, rzekł: Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona. I stało się tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według swego gatunku i drzewa rodzące owoce, w których było nasienie według ich gatunków. A Bóg widział, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci.

A potem Bóg rzekł: Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata; aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świeciły nad ziemią. I stało się tak. Bóg uczynił dwa duże ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. I umieścił je Bóg na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią; aby rządziły dniem i nocą i oddzielały światłość od ciemności. A widział Bóg, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty.

Potem Bóg rzekł: Niechaj się zaroją wody od roju istot żywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią, pod sklepieniem nieba! Tak stworzył Bóg wielkie potwory morskie i wszelkiego rodzaju pływające istoty żywe, którymi zaroiły się wody, oraz wszelkie ptactwo skrzydlate różnego rodzaju. Bóg widząc, że były dobre, pobłogosławił je tymi słowami: Bądźcie płodne i mnóżcie się, abyście zapełniały wody morskie, a ptactwo niechaj się rozmnaża na ziemi. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień piąty.

Potem Bóg rzekł: Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju: bydło, zwierzęta pełzające i dzikie zwierzęta według ich rodzajów! I stało się tak. Bóg uczynił różne rodzaje dzikich zwierząt, bydła i wszelkich zwierząt pełzających po ziemi. I widział Bóg, że były dobre. A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi. I rzekł Bóg: Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona. I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień szósty."

Jak widzimy różnorodność stworzenia oraz jego wielkość i piękno są też obrazem samego ich STWORCY; odbiciem jego wspaniałości i cudowności. Człowiek stał się uwieńczeniem tego wielkiego aktu i jego najlepszym, i zarazem najbardziej obdarowanym dziełem rąk BOGA. Człowiek stał się tym samym władcą na tym świecie, któremu SAM STWÓRCA przekazał pałeczkę rozporządzania życiem swojego stworzenia względem jego cielesnych i duchowych potrzeb. Dając mu tak wielką władzę, BOG od samego aktu stworzenia pokazał, jakże mocno umiłował człowieka, jak bardzo mu zaufał, jak wywyższył go ponad każde swoje inne stworzenie, doceniając i obdarzając go swym najwyższym szacunkiem, uznaniem i wartościami duchowymi.

Błogosławieni (Łk 6,17.20-26)

(Łk 6,17.20-26) - Ewangelia z 11.02.2007
Jezus zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; A On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.

Mi te słowa z "kazania na równinie" przypominają o dzisiejszej sympatycznej rozmowie ze znajomą na temat szczęścia. Błogosławieni, dobrze przecież wiemy, to inaczej szczęśliwi. Samym szczęściem jest Bóg jak mawiał Boecjusz. To On naszykował nam mieszkanie w niebie (por. J 14,2), czeka na nas z nagrodą (nie byle jaką ale WIELKĄ) i bardzo pragnie, byśmy właśnie z Nim tam zamieszkali.

Uderzającym zdaniem dla mnie jest właśnie "... bo wielka jest wasza nagroda w niebie" jest tak samo piękne jak "ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało co przygotowałem dla was w Królestwie Niebieskim".
Jest to jak z jednej strony zachęta, a z drugiej pocieszenie, że za wiarę w Jezusa mam szanse na największą nagrodę, na życie wieczne.

Ks. Piotr Pawlukiewicz powiedział coś bardzo mądrego, że Jezus zachęca nas żebyśmy żyli tak aby dostać nagrodę W Królestwie Niebieskim, ale nie mowi jak tam jest, Jezus nie mówi jak bedzie wyglądał raj, co tam bedzie, a co nie. Wiemy tylko, ze jest nagroda , a reszta jest tajemnicą...

Samo słowo błogosławieni jest piękne... błogosławieni ubodzy, błogosławieni czystego serca.

Druga część jest moim zdaniem przestrogą "biada". Często nie doceniamy tego co mamy, często ogrania nas smutek z błahostki, a są ludzie, którzy naprawdę cierpią.

Jezus jasno wskazuje na to, że Szczęścia nie daje bogactwo, pełny brzuch, wesołkowatość, chwała ze strony innych. On daje szczęście!

Proście, a będzie wam dane

(Mk 10, 46-52)
Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: <> Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: <> Jezus przystanął i rzekł: <> I przywołali niewidomego, mówiąc mu: <>. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: <> Powiedział Mu niewidomy: <>. Jezus mu rzekł: <>. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Każdy z nas zna zapewne historię ślepca Bartymeusza. Mężczyzna siedział codziennie na drodze wiodącej do Jerycha i żebrał, ponieważ kalectwo uniemożliwiło mu zarabianie na siebie w inny sposób. Codziennie mijały go tłumy ludzi, pewnego dnia wsród przechodniów znalazł się Jezus.

Gdy żebrak usłyszał tą nowinę, zaczął głośno wołać Jezusa, uciszano go, ale Bartymeusz krzyczał jeszcze bardziej: "Jezusie, Synu Dawida ulituj się nade mną". Chrystus zatrzymał się, zawołał ślepca i spytał go, czego od Niego oczekuje. Gdy usłyszał odpowiedź mężczyzny, przywrócił mu wzrok.

Historia Bartymeusza jest dla nas cenną wskazówką. Jezus powiedział kiedyś :"Proście, a będzie wam dane". Tymi słowami zachęca nas, abyśmy nie bali się wołać do Niego i prosić, jednakże mamy to czynić z wiarą. Jezus pyta każdego, tak jak kiedyś Bartymeusza: "Co chcesz, abym ci uczynił?", Czego potrzebujesz?, Czego ci potrzeba? On pyta z miłości i troski. Mimo, że "Sam wie, czego nam potrzeba", chce abyśmy Mu sami powiedzieli o tym osobiście. Nasza prośba będzie wtedy wyrazem zaufania i wiary. Warto też zwrócić uwagę na zachowanie Bartymeusza, po tym jak usłyszał, że Chrystus go woła. "On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa". On, więzień ciemności, z wielką ochotą i zapałem biegł do Chrystusa.

Pan często woła także nas (przez rodziców, nauczycieli, kapłanów, ludzi nam życzliwych). Czy my biegniemy do Niego jak ślepiec? Czy stajemy przed Nim w całej swej słabości, "chorobie grzechu", ludzkiej niemocy? Trudno nam się przyznać, że czegoś nie potrafimy, jakże często obce nam jest pokorne zachowanie, radosny zapał do wypełniania Bożych zaleceń, chęć do przybliżania się do Jezusa! Uzdrowiony mężczyzna "poszedł za Nim drogą". A pójść za Jezusem oznacza pełnić w życiu przykazanie miłości, być wdzięcznym za Jego Miłość, Dobroć i Błogosławieństwo. Jezus uzdrowił Bartymeusza nie tylko fizycznie. On dotknął jego serca, napełnił je zapałem, radością i przywiązaniem. Być może mężczyzna oprócz twarzy ludzi ujrzał coś więcej. Zapewne najpierw zobaczył Jezusa, a potem otaczających go ludzi. Wtedy narodził się na nowo, wszystko widział przez pryzmat Jezusa, On przyciągnął go "więzami miłości". Bartymeuszowi dane było spojrzeć Jezusowi w oczy, pełne głębi, zatroskania, litości i dobroci...on zobaczył w nich Niebo. Poszedł za Jezusem, aby zgłębiać tajemnice Królestwa, które głosił Chrystus.

Gdyby nie krzyczał i nie prosił Jezusa, żebrał by zapewne dalej, ale on był odważny. A czy my potrafimy wołać, świadczyć o Jezusie? Będą nas uciszać, tak jak ślepca spod Jerycha. Będą mówić: Po co ci Bóg? Po co chodzisz do kościoła? Co ci tam dadzą? Co ci przyjdzie z wypełniania przykazań? W ten sposób wprowadzą mętlik do naszych serc, ale prawdziwa miłość do Jezusa zwycięży! On jest naszym Panem, On jedynie jest godzien chwały, posłuszeństwa i miłości. Tylko On potrafi otworzyć nasze oczy na sprawy dla nas niezrozumiałe. Gdy pytamy o sens życia prośmy Jezusa, aby pomógł nam go zobaczyć....

Duch Święty działa dziś w Kościele

Kościół - nowy Lud Boży zjednoczony i namaszczony Duchem Świętym, rozpoczął swoją działalność w dniu Zielonych Świątek, kiedy to „stanął Piotr z Jedenastoma i przemówił… donośnym głosem”( Dz 2,14a).

Kiedy uczniowie Jezusa zostali pozbawieni Jego widzialnej obecności - Jezus obiecał im pozostać z nimi aż do końca czasów. Obiecał apostołom nową moc- osobę Pocieszyciela, który ma prowadzić Kościół i każdego ucznia na drogach nowego życia, drogach ewangelizacji, aż do ostatecznego spełnienia misji Kościoła. Działanie Ducha Świętego było wyraźne już u jego początków, lecz pozostaje równie aktualne dziś. Duch Święty stale ubogaca nas swoimi darami i łaskami. Jednak najważniejszym darem Ducha Świętego jest to, że On prowadzi, oświeca, ożywia i strzeże Kościoła Chrystusowego.

Ojciec Święty na początku swojego pontyfikatu zawierza swoje posługiwanie i cały Kościół Duchowi Prawdy i Miłości:
„… zesłanie – objawione w dniu Pięćdziesiątnicy – wciąż trwa. I przejawiają się w ludziach moce Ducha, dary Ducha, owoce Ducha Świętego. Kościół naszej epoki z jeszcze większą zda się życzliwością, ze świętą natarczywością, powtarza: Veni, Sancte Spiritus! To wołanie do Ducha – i o Ducha – jest odpowiedzią na wszystkie materializmy naszej epoki…”

To przecież Duch Święty prowadzi Kościół, dlatego trzeba wsłuchiwać się w Jego głos. Kościół więc jako wspólnota - koinonia w Duchu Świętym, jako ewangeliczne ziarno gorczycy - wyrasta jak potężne drzewo i obejmuje swoim zbawczym działaniem wszystkie ludy ziemi. Kościół jest wspólnotą ludzi napełnionych darami Ducha Świętego, jest Mistycznym Ciałem Chrystusa.

Duch Święty uobecniony jest w sposób szczególny w sakramentach świętych.

Duch Święty uświęca nas przez sakramenty święte, byśmy nie ustali w drodze do domu Ojca. Duch Święty umacnia naszą wiarę, jednoczy nas we wspólnotę przez miłość, która „rozlana jest w naszych sercach” (Rz 5,5)

Poprzez Chrzest Święty zostajemy wyzwoleni z mocy ciemności, a stajemy się ludem Bożym. Odradzamy się z wody i Ducha Świętego, stajemy się nowym stworzeniem- dziećmi Bożymi:

„Jeśli się ktoś nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3,5)

Sakrament Bierzmowania jest otrzymaniem szczególnej mocy Ducha Świętego. Jako przedstawiciele Chrystusowi jesteśmy jeszcze mocniej zobowiązani do szerzenia wiary słowem i uczynkiem i do bronienia jej. To Duch Święty nas do tego uzdalnia. Biskup namaszcza nas krzyżmem na czole i mówi:

„Przyjmij znamię Ducha Świętego”

Poprzez Sakrament Pokuty grzesznik wchodzi na drogę pokuty i wraca do domu Ojca, który „pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19), do Chrystusa, który wydał samego siebie za nas i do Ducha Świętego, który obficie został na nas wylany (Tt 3,6):

„Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 19-23).

Duch Święty wzbudza naszą wiarę

Kościół to wspólnota ludzi wierzących. Nie istniałby bez wiary. Poznanie wiary jest możliwe tylko w Duchu Świętym. To Duch Św. nas do niej uzdalnia:

„Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest Jezus\"” (1 Kor 12, 3)

Wiosna Kościoła

To jak mocna jest ingerencja Ducha Świętego w naszym Kościele możemy zaobserwować w wielości i różnorodności ruchów, stowarzyszeń, w różnych rodzajach duchowości. Jest przecież tak wielu świętych, tak różnie się zachowywali, inne prowadzili życie, mieli różne poglądy na świat. Łączyło ich tylko jedno – całkowite oddanie Bogu. Każdy człowiek ma bowiem swoją drogę do zbawienia, którą musi odnaleźć i którą ma podążać. Zadaniem zaś Ducha Świętego jest pomoc nam w tym, byśmy odnaleźli nasze miejsce we wspólnocie ludzi wierzących. To tylko od nas zależy, czy przyjmiemy Jego pomoc i wezwiemy, aby na nas stąpił. On ma moc przemiany naszych serc, naszego życia.

Jezus powiedział do Nikodema: „Jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”. Te powtórne narodziny nie są zależne od wieku i wykształcenia. To moc Ducha Świętego uzdalnia nas do ponownych narodzin w Chrystusie, byśmy stali się „nowym człowiekiem”. Wezwanie skierowane do Nikodema jest wezwaniem dla każdego z nas. Zesłanie Ducha Świętego jest darem dla Kościoła i dla wszystkich jego członków- kiedy kochamy mocą Ducha Świętego, rodzimy się do życia wiecznego:

„Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża.

Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha.” (J 3,8)





Zesłanie Ducha dziś

Jan Paweł II powiedział kilkanaście lat temu na pielgrzymce do Polski w przeddzień święta Zesłania Ducha Świętego: "Niech zstąpi Duch Twój, niech zstąpi Duch Twój, i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi". Wszyscy słuchaliśmy tego przemówienia na pewno kilkakrotnie, znamy je wręcz na pamięć. Jednym kojarzą się te słowa z rozpoczęciem przemian w kraju, inni nazywają to wydarzenie "bierzmowaniem Polski", jeszcze inni odnajdują w tych słowach jakiś szczególny sentyment Ojca Świętego do naszego narodu.

Wydarzenie z Wieczernika wydaje się nam daleką historią. Nic dziwnego, że tak sądzimy - w końcu to szczególne wylanie Ducha miało miejsce 2000 lat temu. Nie jest to historia którą pamiętamy z dzieciństwa, jej świadkami nie byli nasi rodzice czy dziadkowie. Została nam ona przekazana w Piśmie Świętym. Dzieje Apostolskie przekazują nam dokładny opis tego co się działo. Chciałbym zwrócić uwagę w tym opisie z Biblii Tysiąclecia na jedno słowo- "wreszcie". Tłumaczenie podaje: "Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy". W Kościele katolickim spotykamy się z piękną praktyką nowenny do Ducha Świętego przed świętem Zesłania. Przez 9 dni przed tą wyjątkową niedzielą ludzie gromadzą się i wzywają Ducha Świętego, pragną by On został zesłany do ich codzienności, by On był widoczny w ich życiu. Młodzież przygotowuje różne czuwania, trwa na modlitwie. Wszyscy, którzy na serio traktują propozycję Kościoła mogą powiedzieć po ponad tygodniu przygotowań: "Tak, wreszcie nadszedł ten dzień na który tak oczekiwaliśmy", "doczekaliśmy tego radosnego dnia Zesłania". Czekamy i doczekać się nie możemy tak jak dziecko czeka na Boże Narodzenie, by znaleźć pod choinką prezenty. My czekamy na duchowe dary, na zstępującego z nieba Ducha Świętego.

Zesłanie Ducha Świętego jest dniem, w którym kapłani wyjdą w czerwonych ornatach do ołtarza. Czerwony - kolor symbolizujący męczeńską śmierć jest także kolorem Ducha Świętego. Języki ognia w ikonografii przedstawione są jako czerwone lub żółte płomienie, które rozświetlają czubki głów apostołów. Może i my powinniśmy być rozgrzani do czerwoności z powodu przyjścia Pocieszyciela? A może zaniedbaliśmy przygotowanie i czerwienią nam się uszy ze wstydu, bo inni lepiej wykorzystali czas nowenny?

Duch Święty jest pośród nas. Jest obecny w Kościele. Nie brakuje Go przed zesłaniem, po zesłaniu nie odchodzi "do zakrystii" by czekać kolejny rok aż przyjdzie "jego kolej". On działa, jest w każdym ochrzczonym człowieku, ciała nasze są bowiem "świątynią Ducha Świętego". (1 Kor 9, 19) Jesteśmy zaproszeni tej niedzieli do uwielbiania Ducha Świętego w naszych ciałach, w nas samych. Święto Zesłania jest nam bardzo potrzebne do tego, byśmy naprawdę uwierzyli w to, że Duch Święty pragnie być - i rzeczywiście jest - blisko nas. On chce nas wspierać, mówić za nas w chwili próby, pocieszać. Wszystko zależy od tego jak bardzo się otworzymy na Jego działanie. Może warto w tą niedzielę uklęknąć na modlitwie i wyznać:

"Duchu Święty, bardzo Ciebie potrzebuję. Pomagaj mi otworzyć się na Ciebie. Chcę żebyś Ty działał w moim życiu tu i teraz. Zstąp na mnie dziś!"